Powoli podchodzimy do kwatery głównej Strażników Marzeń. Kiedy Loki podnosi rękę, żeby zapukać, wydaję z siebie zduszony okrzyk. Chłopak opuszcza dłoń i spogląda na mnie.
- Co jest?
- Wiesz... Kiedy już tutaj jestem, to myślę, że to jednak nie najlepszy pomysł. Może już lećmy do tego całego Azgardu?
Czarnowłosy kręci głową z niedowierzaniem i przewraca oczami.
- Spokojnie. Nic złego stać się nie może.
To powiedziawszy, Loki puka do drzwi. Po chwili otwiera je Zając. Już ma nas zaprosić do środka, kiedy z wnętrza domu dochodzi do naszych uszu czyjś krzyk.
- LOKI!!!
I z pomieszczenia jak torpeda wystrzeliwuje Jack.
Jego oczy nadal mają ten sam blask i mimo upływu czasu wciąż ma na twarzy delikatne piegi. Włosy cały czas są niepoukładane, a uśmiech ani na chwilę nie znika z jego twarzy. Nic więcej nie udaje mi się dostrzec, bo chłopak jak strzała leci ku Lokiemu i oboje przewracają się na śnieg.
- No dobra - mówi Loki, kiedy mija mu atak śmiechu. - Cofam to, co powiedziałem. Jednak może stać się coś złego.
Thor patrzy na brata z powagą.
- Bracie! Nie przybyliśmy tu, by ucztować i śmiać się z naszymi duchami. Musimy ruszać do Azgardu.
Loki strzepuje z siebie śnieg i patrzy to na mnie, to na białowłosego. I wtedy spojrzenia moje i Jack'a się krzyżują. Na początku chłopak wydaje się być zdezorientowany. Po dłuższej chwili jednak uśmiech znów błąka się po jego twarzy.
- Ekhem - chrząka głośno Zając. - To my może wejdziemy do środka.
- Ale czemu? Całkiem fajnie mi się ogląda - protestuje Loki, jednak Thor prawie wrzuca go so domu. Na dziedzińcu zostajemy tylko ja i Jack.
- Witaj - mówię cichło pierwsza odwracam wzrok. On jednak nie porusza się nawet o milimetr.
- Moja mała Elsa - szepcze, a ja spoglądam na niego ze zdziwieniem. - Nie mogę uwierzyć, że tak wyrosłaś.
- Bez twojej pomocy - mruczę pod nosem, ale on doskonale to słyszy.
- Przykro mi, że cię zostawiłem. Nie miałem innego wyjścia. Po tym, jak Thor i Loki przybyli do mnie i powiedzieli, że jesteś jedną z nich...
W mojej głowie rodzi się masa pytań. Jedna jednak myśl przeważa pozostałe. Odwracam wzrok, zniesmaczona.
- Brzydziłeś się mną - wypływam te słowa z nieskrywaną odrazą.
- Nie prawda - mówi cicho, ale z powagą w głosie. - Nigdy się tobą nie brzydziłem. Zawsze byłaś małą dziewczynką w moim sercu. Ale musiałem odejść. Mikołaj stwierdził, że to najlepsze rozwiązanie. Jack w trakcie tej wypowiedzi zbliżył się do mnie. Teraz dzieli nas zaledwie kilka centymetrów.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo za tobą tęskniłem. Nawiedzałaś moje sny jako mała dziewczynka. Teraz będziesz mnie w nich odwiedzać jako przepiękna kobieta.
Mimowolnie się rumienię, a on delikatnie głaszcze mnie po policzku.
- Poza tym Mrok mógł cię wykorzystać przeciw mnie.
Na wspomnienie tego, że jeszcze kilka dni temu byłam gotowa zabić Jack'a, aż mnie mdli.
- I chyba mu się udało.
Z jednego z okien zeskakuje Loki i podchodzi do nas nieśpiesznie.
- Jak to? - pyta zdezorientowany Jack.
- Nie wiemy, jak mu się to udało, ale w jakiś sposób przeniknął do ciała Elsy, kiedy chcieliśmy go osądzić. Teraz żyje w niej.
Jeszcze nigdy nie widziałam Jack'a tak wściekłego.
- Jak mu się to, do cholery...
- No przecież mówię, że nie wiemy! Dlatego udajemy się do Azgardu. Może Odyn zna wyjście z tej sytuacji.
- A co z resztą?
- Już tam są.
Patrzę to na jednego, to na drugiego.
- O co chodzi? Jaka reszta?
- Dowiesz się, jak tam dotrzemy - Loki opiera dłoń na moim ramieniu. - Musimy się spieszyć.
- Lecę z wami - mówi buntowniczo Jack. - I żadnych ale - rzuca w kierunku Lokiego. - Nie protestuj, Lucusiu.
- Tylko nie Lucusiu! - wykrzykuje urażony Loki.
W tym momencie na płac wybiega Thor.
- Musimy ruszać. Teraz!
I nim zdążę w jakikolwiek sposób zareagować, Loki chwyta mnie za rękę, Thor wykrzykuje coś w niebo i nagle znajdujemy się w tęczowym tunelu, który wiezie nas prosto do krainy bogów.