Muzyka

czwartek, 26 listopada 2015

Księga III, Rozdział II

Światło


- Myślicie, że jeśli teraz bym się poślizgnął, to zostałoby coś ze mnie?
Jack, Kuru oraz Semi wolnym krokiem przechodzą po cienkiej krawędzi nad stromym urwiskiem - jedyną drogą do świata śmiertelników. 
- Myślę, że byłbyś mokrą plamą - ucina krótko Semi i porusza się wolno naprzód. 
- Zgadzam się z Semi - wtóruje jej Kuru. - Nie możemy tutaj używać skrzydeł, więc lepiej skup się na tym, co robisz.
- Tak jest, wasza wysokość - odpowiada ze złośliwym uśmieszkiem Jack. Kuru posyła mu jedynie ostrzegawcze spojrzenie. Nienawidzi, kiedy zwraca się do niej jak do księżniczki, którą z resztą jest.
- Uważaj, Frost - syczy, unikając ruchomego kamienia. - Jeden nieostrożny ruch i przez nieuwagę mogę cię zrzucić w przepaść.
Jack śmieje się cicho, ale nic więcej nie mówi, dopóki cali i zdrowi nie docierają do Granicy. Przed nimi rozpościerają się białe chmury, a dalej, pod nimi, pola i lasy.
- Co dalej? - pyta niespokojnie Semi, zerkając to na Kuru, to na Jack'a.
- Skaczemy - postanawia twardo księżniczka i robi krok w przód. Zanim Semi zdąży chwycić jej płaszcz, dziewczyna leci w dół.
- To mi się podoba! - wykrzykuje Jack i idzie w ślady przyjaciółki. Semi waha się najdłużej. Niepewnie przestępuje z nogi na nogę, aby w końcu z głośnym wrzaskiem wskoczyć w puch chmur. 

- Żyję? Czy nie? Bo już sam nie wiem, co się ze mną dzieje.
Jack z uśmiechem podnosi się z ziemi. Stara się utrzymać na nogach, ale po chwili traci równowagę i znów ładuje na trawie.
- Nie sądzę, że skakanie z prosto z Nieba było dobrym pomysłem - jęczy Semi, wisząc na gałęzi jednego z drzew.
- Przynajmniej dostaliśmy się tutaj szybciej - zauważa Kuru, która na swoje nieszczęście wyładowała w niewielkim leśnym stawie. - Pytanie tylko, gdzie dokładnie jesteśmy.
- A bo ja wiem? - odpowiada Jack, nadal głupkowato się śmiejąc. - Wiem tylko, że strasznie chcę to powróżyć.
- Jak załatwimy, co mamy do załatwienia, to będziesz mógł walić twarzą w ziemię ile tylko dusza zapragnie - Kuru marszczy brwi. - Najpierw jednak musimy znaleźć Demony.
- Wiemy chociaż, gdzie ostatnio się pokazały? - wzdycha zrezygnowana Semi. 
- W jakimś królestwie... Amerdele?
- Arendelle - automatycznie poprawia ją Jack i spuszcza wzrok.
- Wiesz, gdzie to jest?
- Tak... Ale wolałbym tam nie iść. To skomplikowane.
Kuru podchodzi do chłopaka i patrzy na niego gniewnie. 
- Od tego zależy powodzenie misji. Musimy to zrobić. Jack, zaprowadź nas tam.
Chłopak zaciska dłonie w pięści. Elsa. Czy to możliwe, że zginęła? Że po tym wszystkim spotkał ją koniec z rąk Demonów? Ale co go to obchodzi! On już zrozumiał. Zrozumiał, że Elsa jest tylko człowiekiem, a nawet jeśli umrze, to nigdy nie będzie dane im się spotkać. 
Jack zamyka powieki i przygryza wargę.
- Dobrze, zrobię to.


Ziemia


Elsa postanowiła przejść się po lesie nieco dalej niż zwykle. Miała już dość bezczynnego siedzenia, a spacer dobrze jej zrobi. Nie odchodzi jednak zbyt daleko obozu, kiedy słyszy w krzakach pękającą gałąź i przyciszone głosy. Dziewczyna z przestrachem wyczarowuje w swojej dłoni niewielki sopel. W ciągu tego czasu ukrywania się, zdążyła opanować większość sztuczek przy pomocy swojej mocy. 
Elsa zbiera się w sobie i posuwa się do przodu, kiedy nagle zza drzew wychodzą trzy osoby, dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Na oko wszyscy nie mogą mieć więcej niż 19 lat. 
- Zawsze musisz coś spaprać - wzdycha dziewczyna i wali jednego z chłopaków w głowę. Ten odskakuje z krzykiem.
- Nienawidzę kiedy to robisz - wyznaje i masuje bojące miejsce. W tym momencie wszyscy zwracają się w stronę Elsy. Dziewczyna uśmiecha się.
- To ty jesteś królową Arendelle, prawda? 
- Czego chciecie? - przerywa jej wrogo nastawiona Elsa. - Kim jesteście?
- Mika pewnie zdążył cię nastawić przeciw nam, ale uwierz, że nie mamy złych zamiarów.
- Demony - szepcze Elsa i robi krok w tył. Jeden z chłopaków kręci głową z politowaniem.
- Mówiłem, że rozmowa nic nie da.
Dziewczyna marszczy brwi.
- To się jeszcze okaże. Ja jestem Kira. Ten, który oberwał, to Tarel. Ten drugi nazywa się Marss. Tak, jesteśmy Demonami, ale przynajmniej nas wysłuchaj...
- Czego chcecie? - pyta dalej Elsa, nie opuszczając broni.
- Jesteśmy tu, by...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - odzywa się Tarel, ale Marss błyskawicznie go ucisza.
Kira wzdycha i patrzy na Elsę z powagą.
- Chcemy raz na zawsze zniszczyć wszystkie Wymiary.



niedziela, 22 listopada 2015

Księga III, Rozdział I

Światło


"Świat nie jest tylko tym, co sami widzimy. Świat to nie jest tylko życie, powietrze, codzienna kawa czy śpiew ptaków. Świat nie kończy się na życiu i śmierci. Jeśli tylko się chce, można wyciągnąć rękę i otworzyć drzwi ku nowym odkryciom. 
Ludzi są ślepi. Ja też byłem. Ale tamto oderwanie od rzeczywistości otworzyło mi oczy. Jesteśmy jedynie jednostkami, pionkami. Nic od nas nie zależy. Nie mamy wpływu na swój los. Mój przewidział już dawno, że Elsa nie jest mi przeznaczona. Teraz to wiem. Teraz widzę, że cierpiałem na darmo. Początkowo twierdziłem, że to miłość. Teraz widzę, że miłość to uczucie przyziemne, ograniczające nas i nasze życie. Uwolniłem się od tego.
W końcu mogę być wolny.
I choć wszyscy żyjemy w jednym świecie, to oddzielają nas trzy Wymiary. Ja należę do tego postawionego najwyżej. Zostałem Aniołem i teraz Niebo jest moim domem. To życie , którego od zawsze pragnąłem."

- Jack! Jeśli się nie sprężysz, to sama tam do ciebie wejdę i skopię ci dupę!
Chłopak siedzący na gałęzi uchyla lekko jedną powiekę. Jego nieco przydługie białe włosy powiewają przy najmniejszym powiewie wiatru. Ma niebieską bluzę i szare oczy. 
- Nie musisz się tak drzeć, Semi. Poza tym to ja prędzej bym cię stąd zrzucił niż ty mnie.
U stóp drzewa stoi wściekła dziewczyna. Brązowe włosy jak zwykle są idealnie zaczesane w tył, a w czekoladowych oczach można dostrzec wrogość.
- Dobrze wiesz, że księżniczka nie pochwala spóźnień.
- Mówiłam ci już przecież, żebyś mówiła do mnie Kuru.
Zza pleców Semi wyłania się drobna dziewczynka. Ma krótkie blond włosy, fioletowe oczy, a jej głowę zdobi korona. Jack na jej widok błyskawicznie zeskakuje na ziemię.
- Wasza wysokość! Wybacz nam, że nie stawiliśmy się o czasie... - zaczyna niepewnie Semi, ale dziewczynka jej przerywa. 
- Jestem Kuru. Przeliterować ci to? Poza tym, to nic się nie stało. Chciałam po prostu z wami porozmawiać.
Jack uśmiecha się głupkowato i opiera ramieniem o pień drzewa. 
- Co więc cię do nas, zwyczajnych z ludu, sprowadza?
- Demony naruszyły granicę świata ludzi.
Jack klnie cicho, a Semi krztusi się powietrzem.
- Wasza Wysokość żartuje, prawda?
- Niestety mówię śmiertelnie poważnie - odpowiada Kuru, zaciskając dłoń na rękojeści swojego miecza. - Moi rodzice są zaniepokojeni, wszędzie panuje nerwowa atmosfera. Przybyłam tu do was jako przyjaciółka, a nie księżniczka. Proszę, pomóżcie mi.
- Chcesz na własną rękę sprawdzić granice? - pyta z niedowierzaniem Jack, a księżniczka jedynie skina głową. 
- Muszę w tym celu zejść na Ziemię, ale nie dokonam tego bez nas.
- Dobrowolne zejście jest hańbą dla Anioła - mówi nerwowo Semi i rozgląda się panicznie. - Jesteś pewna?
Kuru mierzy ją zdecydowanym spojrzeniem.
- Nie mam wyjścia, Semi. Pytam tylko, czy mogę na was liczyć.
Jack uśmiecha się pod nosem.
- Jesteś szalona, ale zawsze będę po twojej stronie.
Semi podchodzi do dwójki przyjaciół, a jej oczy lśnią podekscytowaniem.
- Kiedy zaczynamy?


Ziemia


"Długo zajęło mi pogodzenie się z odejściem Jack'a. Nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś będę mogła się uśmiechać czy poruszać. Zmieniło się to miesiąc po śmierci Jack'a. Marceli, Sindbad i Jim wrócili do szkoły, Wanda wraz z bratem gdzieś zniknęli, Jafar zdecydował się zostać u boku Lokiego, a Shana z Izayą wrócili na jej planetę. Drużyna przyjaciół się rozpadła. Ja odnalazłam mój dawny dom, Arendelle. Anna nie posiadała się z radości, wszyscy świętowali. Tylko ja nie. Dopóki na nasz dwór nie zawitał pewien szlachcic. Był wysoki, przystojny i rzeczowy. Różnił się od Jack'a, ale jednocześnie strasznie mi go przypominał. Przedstawił się jako Mikaela Hyakuya, wysoko postawiony w wampirzym rodzie. Coś mnie w nim zaciekawiło. Więc kiedy moje państwo zostało zaatakowane, uwierzyłam mu, gdy kazał podążać za sobą. Mówił, że mój kraj jest spisany na straty. Zostaliśmy zaatakowani przez Demony, odrębną rasę z trzeciego Wymiaru. Nie rozumiałam. Mikaela wywiózł mnie i Anię za miasto, do pobliskiego lasu. Kazał nam się nie wychylać i zostać w cieniu. Wszystko się zmieniło. Ja rownież."

Elsa już kolejną noc z rzędu obserwuje księżyc, nie mogąc zasnąć. Już od pół roku ukrywają się w lesie, nie robią niczego ryzykownego. Po prostu podkulają ogon. Jak tchórze.
- Znowu nie możesz spać? 
Obok dziewczyny siada wysoki blondyn z tajemniczymi, błękitnymi oczami. W blasku księżyca błyszczą jego kły.
- Ty też nie, Mikaela? - Elsa odpowiada pytaniem na pytanie. Chłopak parska śmiechem.
- Jestem Mika, mam ci to kolejny raz powtórzyć? 
Elsa cicho chichocze. 
- Teraz chyba już zrozumiałam.
Chwilę trwa niezręczna cisza, którą w końcu przerywa dziewczyna.
- O co w tym wszystkim chodzi. Możesz mi wytłumaczyć?
- Co konkretnie chcesz wiedzieć - Mika marszczy brwi.
- Na przykład... O co chodzi z Wymiarami? I dlaczego ten trzeci zniszczył moje królestwo?
- Wymiary istniały już na samym początku stworzenia świata. Oczywiście w galaktyce istnieje mnóstwo planet, ale zawsze będą na nich trzy Wymiary. Pierwszym z nich jest wymiar Aniołów. Są to istoty czyste i nieskazitelne. Przynajmniej z pozoru. Drugim jest nasz, ludzi, którzy nie mają pojęcia o istnieniu podziału świata. Natomiast trzeci zamieszkują istoty, zwane Demonami. One są najniebezpieczniejsze. Nieprzewidywalne, brutalne i sprytne. Nie wiem jeszcze, dlaczego przypuścili atak na nasz Wymiar. Możliwe, że mają w tym ukryty motyw. W każdym razie, Wymiary połączone są w specjalny, specyficzny sposób. Każdy człowiek po śmierci w swoim Wymiarze zostaje poddany próbie. Zależnie od tego, jak ją przejdzie, trafia do pierwszego lub trzeciego Wymiaru i staje się istotą nieśmiertelną. Tak pokrótce wygląda nasz świat.
Elsa w trakcie całego monologu Miki siedziała cicho. Teraz wpatruje się w niego z niesamowitym spokojem.
- Każda istota staje się po śmierci nieśmiertelna?
- Tak - potwierdza chłopak, opierając się o pobliskie drzewo. - Nieważne, kim byłaś tutaj. Zostaniesz istotą niepodległą śmierci.
Ale dziewczyna nie słuchała już jego słów. Skupiła się jedynie na tym, że Jack cały czas może żyć. Może ją obserwować i czekać na następnie spotkanie.
"Poczekaj, Jack. Już niedługo cię odnajdę."

-------------------------------------
Jak czytałyście powyżej, wkraczamy w nowy etap. Stwierdziłam, że na tym blogu będziecie mogły wspólnie z bohaterami przezywać wszystkie możliwe historie. Śmierć Jack'a była pretekstem do wkroczenia w kolejną. Mam nadzieję, że wciąż będziecie śledzić przygody Elsy i Jack'a i wspólnie z nimi odkrywać samego siebie.






piątek, 20 listopada 2015

Księga II, Rozdział VIII (koniec)

Odejście Jacka wszystkich bardzo dotknęło, ale najbardziej Elsę.
Kiedy cała grupa wróciła do Asgardu, oczekujący ich Loki powitał ich w progu. Jego początkowy uśmiech zniknął, gdy dostrzegł ciało chłopaka, niesione przez Sindbada. Nikt nie świętował odzyskania królowej Arendelle. Wszyscy zebrali się przy martwym Jack'u, starając się powstrzymywać napływające do oczu łzy. Próbowali go ożywić. Na wszelkie możliwe sposoby.
Nic nie pomogło.

- To moja wina - mówi cicho Shana, trzymając w ręce dłoń chłopaka. Po jej policzkach płyną łzy. - Gdybym tylko to lepiej zaplanowała...
- Nie mogłaś tego przewidzieć - Izaya kładzie rękę na jej ramieniu i ściska je pocieszająco. 
- Strasznie chciał to zrobić - odzywa się Loki, zagryzając zęby. - Ostrzegał, że coś może pójść nie tak, ale to nie wchodziło w grę! Czemu pozwoliłem mu tam iść?!
Przez cały dzień w zamku panuje grobowa atmosfera. A Elsa ku zdumieniu wszystkich zamknęła się w swojej komnacie. Nie wyszła ani razu, żeby zobaczyć swojego ukochanego. Shana kilkakrotnie pukała do jej drzwi, nie uzyskała odpowiedzi. 

Elsa siedzi na łóżku, skryta pod kołdrą. W ręce ściska jeden przedmiot: bransoletkę z serduszkiem. Jack dał jej ją, kiedy ta miała jeszcze osiem lat. Obiecał, że kiedyś wręczy jej podobną, wraz ze swoim prawdziwym sercem.
Kłamał.
Dziewczyna nie liczy już łez. Płacze, nie zważając na wszystko inne. Jakby straciła własne serce. Jakby już nigdy miała się nie uśmiechnąć.
- Obiecałeś... - szepcze i chowa twarz w dłoniach.
Przed oczami widzi jedynie jego uśmiech.
W głowie słyszy jedynie jego głos.
W duszy ma jedynie jego miłość.
- Elsa.
Głos rozchodzi się echem w jej umyśle.
- Elsa.
Usta układają się w niemy krzyk tęsknoty.
- Spójrz na mnie.
Dziewczyna błyskawicznie zrywa się z łóżka. Jej oczy wciąż są załzawione i czerwone, ale i tak go dostrzega.
W blasku księżyca jego skóra lekko się mieni. Przezroczysta prawie dłoń jest wyciągnięta w jej kierunku. Na twarzy ten sam uśmiech, który zapamiętała.
- Jack - szepcze, co skutkuje kolejną falą płaczu. - Jack...
- Wybacz mi - przerywa jej chłopak i delikatnie chwyta jej dłoń. Elsa ma wrażenie, jakby muskał ją wiatr. - Dałem ciała - śmieje się cicho. Dziewczyna nie może oderwać wzroku od jego oczu.
- Dlaczego? - pyta ledwie słyszalnym głosem. Jack uśmiecha się do niej i delikatnie ociera łzy z jej policzka.
- Przepraszam - powtarza chłopak. - Miałem być przy tobie zawsze. Wspierać cię, kochać, po prostu być. Po to tylko, by pewnego dnia zadać to jedyne pytanie. Chciałem przeżyć z tobą całe życie. Ale jak zwykle musiałem coś schrzanić. Patrzenie na twój ból to jedyne, czego nie mogę znieść.
- Idioto - mówi i wspina się na palce. - Znowu mnie zawiodłeś.
Ich wargi ocierają się o siebie, dziewczyna czuje na twarzy jego mroźny oddech. Łzy płyną, kiedy stoją tak, złączeni w pocałunku. Kiedy w końcu się odrywają, Jack znów chwyta jej dłoń. 
- Popełniłem tak wiele błędów, ale najgorszym było nie spędzanie z tobą każdej sekundy mojego życia.
Kryształowe łzy chłopaka spadają na ziemię.
- Obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz - wyrywa mu się. Elsa zaciska powieki.
- Nigdy nie zapomnę - obiecuje i wtula się w jego pierś.
- Marceli się tobą zaopiekuje - głos Jack'a staje się zniekształcony, dziewczyna podnosi na niego wzrok. Z przerażeniem stwierdza, że chłopak zaczyna znikać.
- Nie rób mi tego - prosi panicznie, a Jack jedynie się uśmiecha.
- Pamiętaj, że byłaś moim jedynym szczęściem. Że żyłem tylko dzięki myśli, że kiedyś znowu cię zobaczę. Że będę mógł znowu objąć cię i przytulić do siebie.
Ramiona chłopaka znikają, zostaje oo nich jedynie mgła i wspomnienie.
- Niektórzy nigdy się nie zmienią... Pamiętaj o tym. Masz jeszcze szansę na normalne życie. Ja swoją straciłem. Nie pozwolę, żeby to spotkało też ciebie. Pamiętaj, że zawsze będę obok. Żegnaj, najdroższa. Zawsze będę cię kochać. Cokolwiek robiłem czy mówiłem było tylko dla twojego dobra. Wiem, jak bardzo to boli. Ale z czasem się przyzwyczaisz. Znienawidzisz mnie za to, co zrobiłem. To tylko kwestia czasu.
Chłopak uśmiecha się ostatni raz 
- Będę za tobą tęsknić. Za twoim głosem, uśmiechem, dotykiem. Za całą tobą. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i to się nigdy nie zmieni. Ale to odpowiedni czas, by powiedzieć: do widzenia. Nie mogę dłużej przy tobie być.
Elsa ściska w dłoniach znikającą bluzę Jack'a.
- Kocham cię, Elso. Wiem, czego chcę. Twojego szczęścia. A ja jestem jego zupełnym przeciwieństwem. To przeze mnie zawsze cierpiałaś. Przepraszam. Ale to już ostatni raz. Obiecuję. Już nigdy więcej nie sprawię ci bólu. To taki jakby list pożegnalny. Gdy następnym razem się zobaczymy, znowu ci o tym przypomnę. Już cię nie zranię. Przepraszam cię...
Ciało chłopaka rozpada się w chwili wypowiedzenia ostatniego zdania. Elsa upada na kolana, trzymając coś w dłoni. To bransoletka. Zostawił ją po sobie. Dziewczyna unosi wzrok, mając nadzieję, że chłopak wróci. Ale został po nim jedynie zimny pokój. Bez miłości. Bez wspomnień. Bez niego.
Z gardła dziewczyny wydobywa się krzyk. Przepełnia ją całą, duszę i ciało. Wkłada w niego wszystkie uczucia. W to jedno słowo, w tą jedną emocję.
Przepraszam.
Nigdy nie zapomnę.





Kocham cię. 



wtorek, 3 listopada 2015

Księga II, Rozdział VII

Nikt nie wziął udziału w konkursie ;-;
W odwecie proszę bardzo, czytajcie i cierpcie jak ja ;_;


Śmierć jest szybka, życie długie. Śmierć prosta, życie wręcz przeciwnie. A jednak miedzy nimi jest cienka granica. Kto raz ją przekroczy, nie ma prawa wrócić. Najgorsze jest jednak cierpienie, jakie wtedy po sobie zostawiamy. Cierpienie naszych bliskich.

Następnego dnia z samego rana Shana budzi wszystkich członków drużyny i zbiera ich na środku polany.
- Jezu, ty naprawdę masz nie po kolei w głowie - jęczy Sindbad, przecierając zaspane oczy. - Przecież nawet słońce jeszcze nie wstało.
Dziewczyna patrzy na niego groźnie, ale zbywa uwagę.
- Chciałam was tylko zapytać, czy naprawdę chcecie w to wszystko wchodzić - mówi cicho Shana i patrzy na każdego z nich po kolei. - Lodowe Olbrzymy znają nasz plan i z pewnością to na Ziemi dojdzie do ostatecznej bitwy. Może dzisiaj, może za tydzień. My jednak nie możemy czekać, aż nas zaatakują. Musimy odzyskać Elsę tak szybko, jak to tylko możliwe. Wydaje mi się, że zwykłe zaklęcia powinny wystarczyć. Kiedy jednak razem z Wandą zaczniemy czarować, nie będziemy mogły przerwać. W przeciwnym razie może dojść do... śmierci którejś z nas, a może nawet samej Elsy. Nie możemy na to pozwolić. Dlatego zadaniem reszty będzie obrona naszej trójki przed ewentualnym zagrożeniem. Dlatego pytam jeszcze raz: czy jesteście gotowi na coś takiego?
- Zastanawiam się, ile jeszcze razy będziesz pytać - wzdycha Jack i podnosi z ziemi swoją torbę. - Już bardziej gotowy nie będę.
Pozostali idą za jego przykładem. Kiedy Izaya jako ostatni zarzuca na ramiona swoją kurtkę, Shana uśmiecha się do siebie.
- W takim razie chodźmy i skopmy dupę tym...
- Przy mamusi też się tak wyrażasz? - pyta zaczepnie Marshall i po chwili dostaje w twarz torbą czerwonowłosej. - A to za co?
- Doskonale wiesz za co. A teraz idziemy. Musimy wykonać naszą robotę.
Po chwili wszyscy znikają w lesie, nie zostawiając na polanie żadnych śladów swojej obecności.

- Elsa! Do cholery, gdzie jesteś?
Przebiegając przez pełen ludzi korytarz, rozpędzona Roszpunka wpada na blondynkę z takim impetem, że obie lecą na ziemię. Po kilku jękach bólu Elsa patrzy wściekle na przyjaciółkę, masując sobie głowę.
- O co chodzi? - pyta markotnie, dźwigając się na nogi.
- Marshall chce z tobą porozmawiać - oznajmia Roszpunka i otrzepuje się z nieistniejącego kurzu. - Czeka na ciebie na tylnym dziedzińcu.
- Wiesz o co mu może chodzić? - Elsa marszczy brwi i patrzy w stronę tylnych drzwi wyjściowych.
- Nie mam pojęcia. Prosił tylko, żebym cię do niego przysłała. Nic więcej nie wiem.
Elsa wzdycha przeciągle i zaczyna iść w kierunku wskazanym przez przyjaciółkę. "Kiedyś go uduszę, przysięgam" myśli i otwiera drzwi silnym pchnięciem. Na zewnątrz rzeczywiście stoi chłopak, kopiąc butem w ziemi.
- Czego chcesz? - pyta prosto z mostu dziewczyna i staje tuż przed Marcelim. Ten jedynie uśmiecha się pod nosem.
- Ale milutka... Nieważne, w każdym razie mam do ciebie pewną niecierpiącą zwłoki sprawę - oznajmia chłopak i rozgląda się dookoła. Kiedy się upewnia, że nikt nie jest w stanie ich zobaczyć, znów patrzy na dziewczynę. - Z góry przepraszam.
Błyskawicznie obejmuje ją w pasie, odpycha się nogami od ziemi i... wzbija się w powietrze! Elsa jest zbyt zszokowana, żeby zacząć krzyczeć, nie może wydobyć z normalnego zdania.
- Co... ty... - charczy, ale po chwili milknie. Kiedy wznieśli się na dostateczną wysokość, Marshall obiera zupełnie inny kierunek.

- Lecą! - krzyczy nagle Jim, wskazując na czarną kropkę na niebie, która w zbliżała się do grupy w dość szybkim tempie.
- Szybko! Przygotujcie się! Olbrzymy mogą się tutaj znaleźć w każdej chwili! - ostrzega Shana i staje po jednej ze stron ogromnego kręgu, narysowanego kredą na dachu opuszczonego budynku. Wanda staje naprzeciw niej. Nieco dalej Sindbad i Izaya patrolują okoliczny teren z góry, Pietro pobiegł rozejrzeć się dookoła.
Nagle tuż obok Shany lądują Marceli z przewieszoną przez ramię Elsą.
- Zemdlała po drodze - tłumaczy chłopak i kładzie królową na środku koła. Po chwili pojawia się przy niej zmartwiony Jack.
- Elsa...
- Spokojnie. Przywrócimy jej pamięć - zapewnia go Shana i delikatnie ściska ramię chłopaka. - A teraz do roboty. Jak tylko zaczniemy wypowiadać słowa zaklęcia, możemy przyciągnąć uwagę Olbrzymów. Przygotujcie się! Wanda, teraz!
Dziewczyny zamykają oczy, szepcząc pod nosem słowa zaklęcia, które najpierw wytworzyło wokół nieprzytomnej Elsy różowawe pole siłowe, a potem zaczęło zachodzić mgłą.
- Nic jej nie będzie? - pyta przerażony chłopak, wciąż patrząc na ukochaną.
- Jack! Ogarnij się! - wrzeszczy na niego Marceli, szarpiąc go gwałtownie w tył. - Nadlatują te cholerstwa!
Białowłosy patrzy na niebo, na którym zaczynają pojawiać się pierwsze kropki. Już po chwili wokół aż roi się od lodowych stworów.
- Od kiedy oni potrafią latać? - pyta Izaya z głupawym wyrazem twarzy.
- Urosły im skrzydełka! - Sindbad usilnie stara się powstrzymać chichot, ale w końcu wybucha niekontrolowanym śmiechem.
- To takie zabawne?! - wrzeszczy na niego Pietro, który chwilę temu pojawił się przy nich. - Jak dostaniesz w mordę, to potem nie rycz...
- Oj dziewczynki, dziewczynki. Obie jesteście ładne. A teraz macie tam pójść i rozwalić parę pokracznych brył lodowych - przerywa im Izaya i sam usuwa się w cień.
- To do roboty! - zarządza Jack i jako pierwszy rzuca się do walki. Zaraz za nim rusza cała reszta.
Shana w tym czasie usilnie skupia się na kolejnych słowach zaklęcia. Przywołuje w umyśle Elsy kolejne obrazy, związane z jej przeszłością. Jack'a, Lokiego, jej królestwo i "siostrę" Annę.
- Pospieszcie się! - słyszy nagle wściekły głos Sindbada. - Jeśli umrę, to osobiście was zabiję!
- Zamknij się i walcz! - wrzeszczy na niego Jim i kolejny raz celnie strzela w Lodowego Olbrzyma. Czerwonowłosa uśmiecha się delikatnie. Przynajmniej zaczęli współpracować. 
Nagle ciało Elsy lekko się porusza. Jej powieki unoszą się, a w oczach można dostrzec zrozumienie.
- Jeśli chcecie nam pomóc, to teraz jest najlepsza okazja - komentuje Izaya, wycofując się minimalnie.
- Marudzisz - śmieje się Shana, przerywając zaklęcie. Elsa zdaje się wszystko pamiętać, bo pierwsze, co robi, to rzuca się Jack'owi na szyję, przez co tamten niemal obrywa w głowę lecącym głazem. 
- Przepraszam - szepcze dziewczyna, a ten jedynie się uśmiecha.
- Nie masz za co. 

Walka nie trwa długo. Elsa rzeczywiście rozprawia się z atakującymi i wygrywa bitwę niemal w pojedynkę. Nikt jednak nie przewidział planu awaryjnego od strony wroga. Zza drzewa nagle wyłania się doskonale zamaskowany Gigant, który rzuca w odsłoniętą dziewczynę lodowym soplem. Shana nie zdąża krzyknąć. Dźwięk przeszywanego ciała mrozi wszystkich. Jednak to nie Elsa oberwała. W ostatniej chwili Jack zakrył ją swoim ciałem. Sprawca został szybo "unieszkodliwiony" przez Wandę, niestety jest już za późno. Czerwona plama na bluzie chłopaka powiększa się z każdą chwilą. W oczach Elsy nie ma nic, prócz przerażenia.
- Jack!
Dziewczyna łapie opadającego Jack'a w ramiona i przyciąga go do siebie. Chłopak uśmiecha się lekko.
- Nie płacz - szepcze słabym głosem i chwyta dłoń dziewczyny. - Tyle czekałem, by móc zobaczyć twój uśmiech. Chcę go zapamiętać.
- Ocalę cię - powtarza w kółko Elsa. - Przeżyjesz. Nie umrzesz.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną - odpowiada Jack, zamykając powieki. - Zawsze będę cię kochać.
Elsa wrzeszczy z rozpaczy, a łzy spływają po jej policzkach. Nachyla się jeszcze i całuje zimne usta ukochanego. Martwe wargi nie oddają pocałunku.



Na tej twarzy już nigdy nie pojawi się uśmiech.