Muzyka

czwartek, 8 października 2015

Miniaturka#1

Oto specjalny Rozdział Halloweenowy!!!

Elsa z uśmiechem wnosi do sali tronowej wielką, pomarańczową dynię i patrzy na nią z uśmiechem. Już za kilka godzin rozpocznie się bal Halloweenowy dla jej przyjaciół i bliskich.
Nagle przez drzwi wpada Jack, niemal tratując stojącą na środku sali dziewczynę.
- Na litość boską! - wrzeszczy Elsa i odsuwa się od chłopaka. - Czy ty na serio nie masz rozumu?!
Jack jedynie wybucha śmiechem i przytula do siebie dziewczynę. Elsa jest zbyt zdziwiona, żeby zareagować. 
- Nie mogę się doczekać wieczoru - szepcze jej na ucho, po czym znika tak szybko jak się pojawił.
Dziewczyna kręci jedynie głową i wraca do swojej komnaty. Przez następne kilka godzin przygotowania wrą w najlepsze. 
Kiedy tylko słońce zachodzi, Elsa wychodzi na korytarz. Ma na sobą kruczoczarną suknię, która ciągnie się za nią. Z lewej strony twarzy ma namalowaną na czarno pajęczynę. Włosy przyprószone są czarnym brokatem, a na nogach ma niewielkie czarne pantofle.
- Elsa!
Kobieta odwraca się dokładnie w tym momencie, kiedy Anna rzuca się jej na szyję. Młodsza z sióstr ma twarz pomalowaną na jasno niebiesko i narysowane niewielkie szwy. Ma na sobie łachmany, najprawdopodobniej wyciągnięte z odmętów szafy.
- Wyglądasz niesamowicie! - wykrzykuje Ania i uśmiecha się promiennie. - Skąd ty to wytrzasnęłaś?!
- Ja... - zaczyna Elsa, ale przerywa jej gwałtowny huk i czyjś krzyk. Anna błyskawicznie biegnie w tamtą stronę i pomaga wstać obolałemu Krissowi.
- Uważałbyś trochę - karci go ruda i poprawia jego niebieską szatę.
- Przebranie boga mórz raczej nie wypali - wzdycha chłopak i zerka na swoje sanie, które ciągnie Sven, przebrany za delfina.
- Dramatyzujesz - odpowiada Ania i ciągnie go w kierunku sali. Elsa jedynie cicho się śmieje i podąża za nimi. 
W sali tronowej wszystkie okna są pozasłaniane, a wokół zapalone są niewielkie świeczki. Na stołach roi się od niesamowicie wyglądających dań, a przybyli goście zaczynają oswajać się z panującą tu atmosferą. Elsa dostrzega pierwsze znajome twarze. Przy stołach z jedzeniem stoi Sindbad (nieudolnie przebrany za obwieszonego świecidełkami cesarza) oraz Jim w stroju pirata. Po chwili dołącza do nich mumia - Jafar i w trójkę zaczynają wypatrywać przedstawicielki płci przeciwnej. Wanda (w stroju czarownicy) i Pietro (chyba jest zombie) powoli suną po parkiecie, cicho o czymś rozmawiając. Pod ścianą stoi Shana z upiętymi wysoko włosami i w czarnym stroju. Mocny makijaż podkreśla jej zimne spojrzenie. Po jakimś czasie dołącza do niej Izaya (jego jedynym strojem jest maska, zakrywająca pół twarzy) i prosi dziewczynę do tańca.
- Może my też zatańczymy?
Elsa zerka w stronę, z której dochodzi głos i wybucha śmiechem. Tuż obok stoi Jack z narzuconym na głowę prześcieradłem.
- Nigdy bym cię nie poznała - stwierdza dziewczyna po otarciu łez.
- Nie ładnie jest się naśmiewać - odpowiada naburmuszony Jack i wygląda spod prześcieradła. - Czy zrobiłem coś źle?
- Tak. Ubrałeś to na siebie.
Oboje cicho się śmieją. Po chwili Jack zbliża się do niej i uśmiecha się lekko. 
- Czy królowa wampirzego świata zechce obdarować pocałunkiem pokornego sługę?
Elsa rumieni się lekko.
- Jeśli takie jest jego życzenie...
Jack powoli nachyla się do dziewczyny i składa na jej ustach delikatny pocałunek. Elsa zamyka oczy i wzdycha z rozkoszy. 
Nigdy nie sądziła, że w Noc Duchów zazna takiej radości...

środa, 7 października 2015

Konkurs!!!!!

Cieszy mnie, że chociaż część z was jest zainteresowana pomysłem zrobienia konkursu. Mam nadzieję, że więcej osób weźmie w nim udział i ja również serdecznie zapraszam.
Tak więc co? Zaczynamy?
Zasady są proste: chcę, żebyście w dowolny sposób zinterpretowały, dlaczego Elsa po śmierci trafiła do bardziej "współczesnego" świata. Przypadek? A może wewnętrzna ingerencja królowej? Same to oceńcie! Forma dowolna, puśćcie wodze fantazji! 
Na wsze prace czekam do 29 października. Możecie je wysyłać na mojego maila (julietta1155@gmail.com) albo wstawić w komentarzu pod tym postem. 
W zależności od ilości osób, które wezmą udział przewiduję niewielkie nagrody:
1 miejsce - Możesz wybrać dowolną postać z dowolnego filmu lub bajki, którą w jakiś sposób wplotę w akcję mojej historii.
2 miejsce - Jakaś postać cię denerwuje? Coś na to poradzimy...
3 miejsce - Specjalny rozdział z dedykacją.

Liczę na was! Powodzenia!!!

Księga II, Rozdział VI

- Tak teoretycznie, to jaki masz plan?
Jack nie odstępował Shany na krok od kiedy wyruszyli z lasu w kierunku znanym jedynie czerwonowłosej.
- Tak szczerze? Nie mam żadnego planu - odpowiada dziewczyna z nadzwyczajną lekkością. Jack patrzy na nią z niedowierzaniem.
- Żarty sobie stroisz?!
- Wyluzuj - śmieje się Shana. - Można powiedzieć, że troszkę znam moją siostrzyczkę. Musimy jej pokazać, jak jest naprawdę. Może uda nam się przywrócić jej wspomnienia poprzez rzeczy, które kochała robić w "poprzednim" życiu.
Białowłosy zamyśla się na chwilę.
- A ci wszyscy ludzie są tu, ponieważ...
- Nie znasz ich, w przeciwieństwie do mnie. Każde z nich może być niezbędne. Potrzebujemy ich.
Jack już więcej nic nie mówi. W ciszy rozmyśla o wszystkim, co się do tej pory stało, od kiedy poznał malutką Elsę. Jak się nią opiekował. Jak musiał ją opuścić. Jak bardzo cierpiał po jej śmierci. Czy to możliwe, żeby jeszcze mogli być razem szczęśliwi?
Cóż... Nadzieja umiera ostatnia.
W końcu cała drużyna dociera na miejsce. Niewielka polana rozciąga się w samym sercu ogromnego lasu.
- No to jesteśmy - wzdycha Shana. - Od dzisiaj to tutaj będziemy stacjonować przez najbliższe kilka miesięcy.
- Mamy spać w lesie? - pyta z niedowierzaniem Jafar i zrzuca na ziemię ogromny plecak.
- Jak dla mnie spoko - stwierdza Izaya, który jak dotąd przemieszczał się po gałęziach drzew. - Gdzie namioty?
Shana uśmiecha się pod nosem.
- Chyba nie sądziłeś, że wszystko będzie na nas już czekać, co? Musimy się troszeczkę wysilić, żebyśmy zdołali wytrwać tu chociaż jedną noc. Jim! Możesz mi podać tą torbę? Dzięki.
Dziewczyna grzebie chwilę w niewielkiej torebce, po czym wyciąga z niej kilka ogromnych ciemnozielonych płacht. Kiwa głową z uznaniem i zerka na towarzyszy.
- Teraz do roboty. Musimy je rozłożyć.
Wszyscy zgodnie jęczą z zawodem, a Shana wybucha śmiechem.
- A ty co? My pracujemy, a ty będziesz patrzeć? - pyta Marshall z wyrzutem i rzuca jedną w płacht w kierunku czerwonowłosej. Ta zwinnie się uchyla i bierze materiał do ręki. Trzyma go przez chwilę i potem zaczyna "układać" z niego namiot. Wszyscy zgodnie idą za jej przykładem i po piętnastu minutach na polanie stoją cztery namioty.
- Okej - zaczyna Shana, biorąc do ręki swoją torbę. - Namiot najbliżej lasu zajmują Marceli, Sindbad i Jim.
- Dlaczego my? - wzdycha Sindbad, patrząc błagalnie na Shanę. Ta jednak zbywa jego uwagę i idzie dalej.
- Następny zajmują Jafar, Jack i Izaya. W trzecim będą spali Wanda i Pietro. Ja natomiast biorę ostatni. Wszystko jasne?
- Dlaczego tylko Pietro ma namiot z dziewczyną? - dalej marudzi Sindbad. - To nie fair!
- Oni są rodzeństwem, arbuzowy móżdżku! - ucisza go poirytowana Shana i ignorując dalsze wywody chłopaka wchodzi do swojego namiotu. Nie dane jest jej posiedzieć w spokoju nawet przez pięć minut. Po chwili w jej namiocie znikąd pojawia się Izaya. Dziewczyna wzdycha ostentacyjnie i mierzy Izayę zmęczonym wzrokiem.
- Czego chcesz?
- Dowiedzieć się, czemu mnie wezwałaś.
Shana marszczy brwi. Chłopak, który zawsze miał na twarzy ten sam wkurzający uśmiech, teraz jest niesamowicie poważny. To aż nienormalne.
- Myślisz, że źle postąpiłam? - pyta dziewczyna, siadając na ziemi po turecku. Izaya idzie za jej przykładem.
- Tak. Wiesz, że... Znasz moją przeszłość. Na pewno mogłaś znaleźć kogoś lepszego niż ja. Przecież ja się do tego nie nadaję.
- Izaya...
Shana urywa. Każdy z całej dziewiątki zebranych wokół ludzi jest jej bliskim. Uważa ich za rodzinę. Co się stanie, jeśli ta rodzina się rozpadnie?
Nagle chłopak podnosi się z miejsca. Shana nie ma siły, żeby go zatrzymywać. Podąża jedynie za nim wzrokiem. Izaya zatrzymuje się przy wyjściu z namiotu. Odwraca się do dziewczyny, a na jego twarzy znów wykwita uśmiech.
- Mam nadzieję, że kiedyś mi odpowiesz.
I wychodzi, zostawiając dziewczynę samą. Ta kręci głową z lekkim uśmieszkiem i zabiera się do rozkładania swoich rzeczy.

Kiedy słońce zachodzi, a na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy, Pietro wpada na pomysł zrobienia ogniska. Shana z początku jest przeciwna, ale w końcu daje się namówić. Jutro mieli zacząć wcielać swój plan w życie. Mogli odpocząć jeszcze tą jedną noc.
- Jim! Nie waż się ruszać tych kiełbasek! - wrzeszczy Sindbad i rzuca się na towarzysza z rządzą mordu.
- Nie rozdzielisz ich? - pyta Wanda Marshalla, a ten jedynie obrzuca ich przelotnym spojrzeniem i wzrusza ramionami
- Jeśli się nawzajem pozabijają, cały namiot jest mój - mówi i uśmiecha się do siebie. - Podoba mi się taka perspektywa.
- O nie! Jeśli już mam iść do piekła, to tylko z tobą! - wykrzykuje fioletowowłosy i ciągnie przyjaciela do tyłu. Reszta zebranych wybucha śmiechem, a kiedy już się uspokajają, zaczynają przygotowywać wszystkie potrzebne do zrobienia ogniska rzeczy. Shana staje w cieniu drzewa i przygląda im się w zamyśleniu. Każde z nich miało ciężką przeszłość...
Wandę i Pietra poznała na swojej planecie. Dostali się tam przez przypadek z powodu jakiejś misji. Kiedy ich statek był naprawiany przez tamtejszych mechaników, Shana znalazła z przybyszami wspólny język. Pietro był niesamowicie szybki. Mógł w kilka sekund obiec całe miasto Shany. Wanda natomiast posiadała zdolność telekinezy oraz hipnozy. Potrafiła narzucać komuś własną wolę. Sprawiać, by widzieli najróżniejsze obrazy oraz czytać w ich myślach. Może dla innych byli dziwni. Shanie natomiast wydawali się być niezwykli. Zostali na tej niewielkiej planecie dłużej i zaprzyjaźnili się z czerwonowłosą. Ta dowiedziała się, że oboje w wieku dziesięciu lat stracili rodziców. Długo szukali zemsty na Tonym Starku, w końcu jednak przyłączyli się do ziemskiej agencji i działali, by uchronić innych przed własnym losem.
Jim był zwykłym dzieciakiem z wielkimi marzeniami. Kiedy wybrał się w podróż po najróżniejszych galaktykach, natknął się na planetę Shany. Nie został tam długo. Kiedy wyruszał, Shana schowała się pod pokładem jego żeglującego wśród chmur statku. O jej obecności zorientował się po kilku godzinach. Kiedy wracali, żeby oddać ją matce, dziewczyna poznała jego przeszłość. W młodym wieku stracił ojca i od tamtej pory był strasznie samotny. W wieku 17 lat odkrył Planetę Skarbów, najpilniej strzeżone miejsce w całym wszechświecie. Od tamtej pory podróżował, odkrywając nieznane planety.
Jafar od dziecka był szkolony na zabójcę. Jego pierwszym poważnym zadaniem było zabić Sindbada, następcę tronu Sindrii, jednego z krajów na planecie Shany. Sindbad był jednak nadspodziewanie sprytny. udało mu się wymknąć przed Jafarem i w efekcie zostali najlepszymi przyjaciółmi. Dziewczynę poznali na królewskim dworze w państwie Kou. Od tamtej pory cała trójka często wymykała się pod osłoną nocy i spotykała, ilekroć odwiedzali wzajemnie swoje kraje.
Marceli był wampirem, pochodzący z Puszczy Krwawego Księżyca. Shana wybrała się tam raz z ciekawości i gdyby nie Marshall, okoliczne wilkołaki z pewnością by ją rozszarpały. Sam chłopak nie ma żadnej traumy z dzieciństwa. Nigdy nie poznał swoich rodziców, był typem samotnika, ale jednocześnie zawsze tłoczyło się wokół niego od dziewczyn. Nie sprawiał wrażenia, żeby mu to przeszkadzało.
Z Jack'iem poznali się w Askardzie. Oczywiście w sprawie odnalezienia jej siostry, Elsy. Na początku Shana brała go za depresanta, nie widzącego w życiu niczego, co mogłoby wywołać na jego twarzy uśmiech. Kiedy jednak podczas obiadu razem z Marshallem robili wszystko, by wkurzyć Thora dziewczyna przekonała się, że nadal jest w nim choć trochę szczęścia.
Z Izayą Shana zna się najdłużej. Miała 8 lat, kiedy po raz pierwszy go spotkała. Był mroczny i raczej odpychający. Matka wielokrotnie ostrzegała ją, by trzymała się z dala od tego chłopca, bo "zło mu z oczu patrzy". Dziewczyna na przekór matce postanowiła sama odnaleźć chłopca i przekonać się, czy naprawdę jest taki zły jak mówią. Jakimś cudem znalazła go w jednym z opuszczonych budynków na granicy miasta. Płakał. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy widziała jego łzy. Shana chyba jako jedyna poznała jego przeszłość. Był informatorem. Nie obchodziło go, dla kogo pracuje. Po prostu oddawał przysługi komu popadnie. Potem przychodził po zapłatę. Większość z tych ludzi później popełniała samobójstwa. Mówił, że z tym nie miał nic wspólnego, choć przyglądał się, jak skaczą z dachów budynków i ich nie powstrzymywał. Dopiero poznanie Shany go zmieniło. Dziewczyna nadal nie wie, dlaczego.
- Długo będziesz jeszcze tak stać?
Dziewczyna podnosi wzrok. Izaya uśmiecha się do niej ciepło i klęka obok.
- Dawno zaczęliście? - pyta dziewczyna, patrząc w palące się ognisko.
- Jakiś czas temu - odpowiada chłopak i ociera policzki dziewczyny. - Dlaczego płaczesz?
- To łzy szczęścia - Shana uśmiecha się i wstaje na nogi. - Jestem szczęśliwa.
- I zupełnie zmarznięta - kwituje Izaya i zakłada na ramiona dziewczyny własną kurtkę. Nadal jest ciepła i pachnie nim.
- Ej! - od strony polany dobiega krzyk Jack'a. - Żyjecie jeszcze?
- Nie! - odkrzykuje Izaya. - Już dawno temu zabiły nas latające motylki.
Shana uśmiecha się pod nosem.
To chyba tak powinna wyglądać rodzina.
Prawda?

poniedziałek, 5 października 2015

Księga II, Rozdział V

***Dwa miesiące wcześniej***

Z całkowitą powagą wchodzę do Głównej Sali Zamkowej w Asgardzie. Dawno tutaj nie byłam, tak właściwie to kilka lat temu. Ojciec tylko czasami odwiedzał mnie i matkę na naszej planecie. Teraz zostałam wezwana, bo jakaś królowa ze świata zwanego Ziemią jest w stanie uratować wszechświat przed zagładą.
Pewnym ruchem pcham drzwi i wchodzę do środka. Wokół ogromnego stołu siedzi pełno rożnych osób, niektóre z nich kojarzę z widzenia. Reszta jest dla mnie kompletnie obca.
Siadam tuż obok mojego ojca, Lokiego, który wpatruje się usilnie w ścianę przed sobą.
- Zapewne wszyscy wiecie, dlaczegoś się tu znaleźliśmy - zaczyna Thor, wstając z miejsca. - Naszym celem jest zapobiec wojnie. Jedynym sposobem, by to osiągnąć, jest znaleźć królową Elsę i uświadomić jej, kim jest.
- Czyli musimy zacząć od początku - mruczy białowłosy chłopak, który siedzi po mojej lewej stronie. - Już to raz przerabialiśmy.
- Zamilcz, Jack - odzywa się mój ojciec, również podnosząc się z miejsca. - Moja córka nie jest taka tępa, jak myślisz. 
Fakt, że Elsa jest moją przybraną siostrą, napawa mnie obrzydzeniem. Przecież to jest niemożliwe! Nie mogę być z nią w jakikolwiek sposób spokrewniona. Różnimy się pod każdym względem.
- Wiem, że nie - odwarkuje wściekły Jack i wbija wyzywające spojrzenie w mojego ojca. - Może zapomniałeś, ale ją kochałem. 
- Możliwe - odpowiada Loki, również mierząc Jack'a spojrzeniem. - Szkoda tylko, że nie potrafiłeś jej uratować.
- Zaraz, zaraz - przerywa im rudowłosa kobieta, patrząc na mojego ojca w osłupieniu. - To Elsa nie jest córką władcy Lodowych Olbrzymów? To przecież dlatego walczyliśmy na ich planecie.
- Popieram Natashę - odzywa się blondyn w kostiumie z gwiazdą na piersi. - Nie rozumiem...
Loki wzdycha i siada na krześle. Jest zmęczony tym wszystkim.
- To dość... skomplikowane. Elsa jest moją córką, którą spłodziłem wraz z żoną władcy Olbrzymów. On o tym nie wiedział, myślał, że to jego dziecko. Chcieliśmy to wykorzystać.
- Czyli to wszystko, to był jeden wielki blef - podsumowuje Tony, bawiąc się szklanką z wodą. - Jeszcze mi zaraz powiecie, że Asgard wcale nie jest siedzibą półgłowych bogów.
- Uważaj na słowa - ostrzega Thor i także siada. - Jesteś w miejscu świętym, objętym...
- Tak, tak - zbywa go Stark i skupia uwagę na Lokim. - Co chcesz zrobić? Bo ja nie bardzo...
- Jeśli uda nam się odnaleźć Elsę i pomóc jej odzyskać wspomnienia, to pózniej pójdzie łatwo. Wiemy tylko tyle, że żyje i prowadzi normalne życie, odcięte od poprzedniego. Trudno będzie ją odnaleźć i udowodnić prawdę, ale nie mamy innego wyjścia. Tylko ona może w jakiś sposób ubiegać się do tronu Lodowych Olbrzymów. Może i zrzekła się praw, jednak nadal żyje. Ma niesamowitą moc. Może z łatwością pokonać swojego "ojca" i zapobiec wojnie. Trzeba ją tylko odpowiednio pokierować.
- I tylko dlatego mnie tu sprowadziłeś? - odzywam się po raz pierwszy na tym spotkaniu, przyglądając się swoim paznokciom. - Po kilku latach kontaktujesz się ze mną tylko dlatego, że moja przyrodnia siostrzyczka straciła pamięć i sam nie możesz sobie z tym poradzić? Wiesz, chyba jednak ta... narada nie ma większego sensu. Powinnam wracać. Matka się pewnie o mnie martwi. Z resztą ona jedyna.
Kiedy podnoszę się z miejsca, Loki mocno chwyta mój nadgarstek. Staram się wyrwać, ale nie zamierza puścić.
- Shana - mówi i patrzy na mnie z uporem. - Bez ciebie nie dam rady. Potrzebuję twojej siły, żeby...
- Żeby co?! - nie wytrzymuję i wyszarpuję dłoń z jego uścisku. - Skoro jestem taka silna, to dlaczego ja nie miałabym pokonać tego całego władcy? Dlaczego to zawsze ją faworyzujesz?
Loki milczy. Widzę, że bije się z własnymi myślami. Czekam chwilę, po czym opuszczam salę. Nie chcę patrzeć na mojego ojca. Od lat widzę w jego oczach wyłącznie rozczarowanie. Rozczarowanie mną.
- Shana!
Mój ojciec wychodzi za mną. Chyba podjął decyzję.
- Ja... nie chciałem cię wzywać. Wiem, że przeze mnie cierpisz, ale... Elsa mnie teraz potrzebuje, Shana. Ciebie też. Wiedziałem, że poradzisz sobie sama, dlatego skoncentrowałem swoją uwagę na Elsie. To nie oznacza, że jest dla mnie ważniejsza.
- A właśnie, że tak! - zaprzeczam, do oczu napływają mi łzy. - Byłeś rozczarowany, kiedy okazało się, że odziedziczyłam moc po matce, nie po tobie. Bolało cię, że moim żywiołem jest ogień, nie lód. Brzydziłeś się mną.
- Nieprawda - mówi stanowczo i podchodzi do mnie. - To, że się różnimy nie znaczy, że cię nie kocham. Shana, proszę...
Waham się. Ale tylko chwilę. Podnoszę na niego wzrok i delikatnie się uśmiecham.
- Zrobię to i udowodnię ci, że nie jestem gorsza od Elsy. A teraz mów, co mam zrobić.

***Chwila obecna***

Shana siedzi na murku przed dawno opuszczoną stacją benzynową. Jest zła na siebie za to, że tak późno zrozumiała, jak bardzo zaangażowała się w misję otrzymaną od ojca. Dawno już niczego tak bardzo nie chciała czegoś dowieść.
- Długo tu siedzisz? - pyta Jack, ładując tuż przy niej. Dziewczyna mierzy go obojętnym spojrzeniem. W końcu jednak się uśmiecha. 
- Wystarczająco długo, by mieć powód, by skopać ci tyłek.
Chłopak parska śmiechem i siada obok niej. Jest zadziwiająco odprężony. Przez ostatnie dwa miesiące chodził spięty i podminowany. Jakby coś go napędzało. Niepokoiło.
- Mam już serdecznie dosyć tego, że cały czas spuszczasz mi łomot.
Zza pobliskich drzew wyłaniają się uśmiechnięty od ucha to ucha Jafar, wściekły Marceli oraz Jim i Sindbad. 
- To nie moja wina - wzrusza ramionami Jafar i poprawia zawiązane na szyi wstęgi. - To Shana tutaj dowodzi i mam obowiązek wykonywać jej polecenia.
- W cholerę z takim dowodzącym - mruczy Marceli, a Shana patrzy na niego z satysfakcją. 
- Należało ci się - mówi, a jej uśmiech blednie. - Każde cierpienie ci się należy.
Lee już ma coś odpowiedzieć, kiedy nagle koło nich pojawiają się Pietro i Wanda, super-bliźnięta przysłane przez T.A.R.C.Z.Ę.
- Jak na kogoś, kto porusza się z prędkością światła jesteście dość późno - zauważa Sindbad, a Pietro wbija w niego wściekle spojrzenie.
- Spróbuj przebiec 200 kilosów w pół godziny, to wtedy pogadamy.
- Jesteśmy już wszyscy - pyta nagle Shana i wstaje z miejsca. Patrzy po zebranych i marszczy nos. - A gdzie jest Izaya?
- Jak zwykle się spóźnia - wzdycha Marshall, kiedy nagle ląduje na ziemi. Kiedy wypluwa z ust opadłe z drzew liście, Shana wpatruje się w stojącą obok postać.
- Jesteś strasznie marudny - stwierdza Izaya, obracając w dłoni niewielki nóż. - Ciekaw jestem, jak ty sam ze sobą wytrzymujesz...
- Izaya? Chcesz zginać? - pyta Lee i patrzy na niego kątem oka. 
- Z pewnością nie bardziej niż ty - odpowiada chłopak, a jego twarz rozświetla kpiący uśmieszek.
- Dość!
Wszyscy milkną i przenoszą spojrzenia na Shanę, która wyciąga zza swojego płaszcza miecz i opiera go o swoje ramię. 
- Po dobroci nie poszła - mówi, a w jej oczach błyszczy chora fascynacja. - Trzeba więc zastosować bardziej radykalne środki.


Grupa Wybrańców:
Shana, Jack, Marshall, Jim, Sindbad, Jafar, Wanda, Pietro, Izaya

-------------------------------------
50 tysięcy wyświetleń! Jejku, jesteście najlepsze! Przepraszam za takie nieokreślone dodawanie rozdziałów, ale wena niestety przychodzi i odchodzi.
Mam do was pytanko: czy byłybyście zainteresowane jakimś konkursem z okazji tych 50 000 wyświetleń? Ja jestem na tak, jestem ciekawa, co wy na to :D