Muzyka

niedziela, 27 września 2015

Księga II, Rozdział IV

Elsa niepewnie porusza się po korytarzach szkoły. Odkąd Jack i Shana przepisali się do jej szkoły, czuje się niepewna i zagrożona. Jack od czasu do czasu przygląda się jej intensywnie, a Shana rzuca w jej stronę złowrogie spojrzenia. Na całe szczęście większość czasu spędza z Marcelim. Przy nim ma choć minimalne poczucie bezpieczeństwa.
Teraz Elsa wraca ze szkoły do domu. Ku jej przerażeniu przy wejściu do budynku stoi czerwonowłosa dziewczyna. Kiedy Elsa wychodzi przez drzwi, Shana ogląda się na nią.
- O! Jest i nasza gwiazdka. Długo karzesz na siebie czekać.
- Nie musiałaś czekać - ucina sucho Elsa i mija dziewczynę. - Nie przypominam sobie, żebyśmy się umawiały.
- Ja się umówiłam. Twoje zdanie nie ma tu znaczenia.
Elsa marszczy brwi. Jeszcze nigdy nie spotkała tak bezczelnej osoby.
- Nie mam czasu na rozmowę - oznajmia groźnie dziewczyna i rusza w stronę domu. - Więc łaskawie daj mi święty...
Elsa nie dokańcza, bo Shana mocno zaciska dłoń na jej ramieniu. Elsa cicho syczy i stara się wyrwać, bezskutecznie.
- Możesz sobie myślec, że jesteś niewiadomo kim - mówi cicho Shana i wlepia w dziewczynę wściekłe spojrzenie. - Ale znaj swoje miejsce, larwo. To, jak obnosisz się z Marshallem jest conajmniej żałosne. Ranisz tym Jack'a. Zrozum w koncu, że nie jesteś pępkiem wszechświata.
Elsa wyrywa się, zarzuca włosami i ostentacyjnie się odwraca. Shana krzywi się lekko.
- Nawet, kiedy nie jesteś już królową, zachowujesz się tak samo idiotycznie - komentuje. Na dźwięk tych słów, Elsa zatrzymuje się na chwilę.
- Królową? O czym ty mówisz?
Czerwonowłosa patrzy na nią z szeroko otwartymi oczami, a potem wybucha śmiechem. 
- Naprawdę nie pamiętasz? Ale jaja! Po prostu nie wierzę.
Elsa patrzy na Shanę ze zdziwieniem, ale nie odzywa się. W końcu, kiedy czerwonowłosa się uspokaja, zaczyna nieśmiało:
- Czego nie pamiętam?
Shana mierzy ją kpiącym spojrzeniem i kręci głową z politowaniem.
- Jesteś królową Arendelle... A w każdym razie byłaś, dopóki twój ojciec cię nie zabił.
Elsa wpatruje się w Shanę z conajmniej głupawym wyrazem twarzy. Ta jedynie wzdycha.
- Oddałaś życie za Jack'a, mojego tatę: Lokiego, wujka Thora i takiej jednej, ziemskiej, tajnej organizacji. W każdym razie zabił cię władca Lodowych Olbrzymów, a ty odrodziłaś się w tym świecie. Jack omal nie zwariował, kiedy się dowiedział, że żyjesz. Wysłali nas, żebyśmy przypomnieli ci, kim naprawdę jesteś. Nie patrz tak na mnie! Nie mów mi, że nie zauważyłaś, że, dajmy na to, Marceli jest wampirem.
Elsa jest coraz bardziej przerażona. 
- Nie wiem, kim jesteś, ale przestań mi wciskać te kłamstwa. Brałaś coś?
Shana wznosi oczy ku niebu.
- Odynie, miej mnie w opiece. A poza tym, nic mnie nie obchodzisz. Po co ja się z tobą męczę? Sama uratuję Azgard, bez twojej zakichanej pomocy.
I wściekła dziewczyna odchodzi. Elsa patrzy na nią niepewnie. Nie wie, czy aby wszystko z Shaną w porządku.

Czerwonowłosa kopie napotkany po drodze kamień.
- Za kogo ona się uważa? - mruczy pod nosem, naciąga kaptur bluzy na głowę. i chowa ręce do kieszeni. - Nie wytrzymam z nią długo. Ta samolubna, nadęta...
- Uważaj na słowa.
Dziewczyna staje w miejscu i uśmiecha się pod nosem. Przed nią stoją Marshall, Sindbad oraz Jim.
- Czuję się onieśmielona - mówi Shana i lekko odchyla się na piętach. - Czemu mam ten zaszczyt...
- Chcę, żebyście z Jack'iem się stąd wynieśli - przerywa jej Marceli i uśmiecha się pod nosem. - Nie powinniście tu przyjeżdzać.
- Nie mów mi, co mam robić - warczy Shana i wbija w niego obojętne spojrzenie. - Nic się nie zmieniłeś. Nadal jesteś tym samym sukinsynem co kiedyś. I wiesz co? Nie interesuje mnie twoje zdanie. Nie jestem tu dla ciebie.
- Kiedyś wszystkie twoje wybory były związane ze mną - komentuje Lee i podnosi brew. - Aż tak mało dla ciebie znaczę?
Shana nie wytrzymuje i wyciąga z torby czarny płacz. Zakłada go, po czym wyciąga z niego swoją katanę.
- Nigdy tak nie mów - ostrzega i kieruje ostrze na chłopaka. - Nie wiesz, co czuję.
- Przecież to nie ma sensu...
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, co ma dla mnie sens - ucina dziewczyna i odwraca się tyłem do chłopaków. - Żegnam panów. Jafar! Wynieś śmieci, proszę.
Spomiędzy drzew wychodzi chłopak o białych włosach i czerwonych oczach. 
- Z przyjemnością - syczy.
Marshall błyskawicznie rzuca się do przodu i łapie dłoń Shany. Ta łaskawie zatrzymuje się w miejscu.
- Jak możesz mnie tak opuszczać?
- Opuszczam cię tak, jak ty mnie. Lata temu. Może innych oszukałeś, ale ja wiem, kim naprawdę jesteś. Dobrze ci radzę: odpuść sobie Elsę, póki Jack się jeszcze nie wkurzył.
- A jeśli zamiast niej wolę ciebie - pyta Lee zmysłowym szeptem i obejmuje Shanę.
- Jeśli to prawda, to spłoniesz żywcem. Spadaj - dziewczyna kopie chłopaka na tyle mocno, by ten ją puścił. - Miłej zabawy - mówi na odchodnym.
- Kto pierwszy? - pyta Jafar, wbijając wzrok w Marshalla.

środa, 9 września 2015

Księga II, Rozdział III

Jack uśmiecha się półgębkiem.
- Dopawdy, Marshall. Czy tak powinno się witać przyjaciół z dawnych lat?
- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, Jack - warczy Marceli, wciąż stojąc miedzy nim a Elsą. - To przez ciebie nie mam już do nikogo zaufania.
- Prawie nikogo - prostuje Jack i poszerza uśmiech. 
Nagle w cieniu padającym od drzew coś się porusza.
- Marceli - szepcze przerażona Elsa i uczepia się ramienia chłopaka. - Chodźmy już.
Marshall jednak kompletnie ją ignoruje, patrząc w stronę drzew. Jack w tym czasie robi krok w przód.
- Ile się nie widzieliście? Z 200 lat?
- To niemożliwe - mówi cicho Marshall, kiedy z cienia wyłania się postać dziewczyny. Jest na oko w wielu Elsy. Na tym jednak ich podobieństwa się kończą. Nieznajoma ma dlugie do pasa krwistoczerwone włosy i płonące czerwienią oczy. Na czarną koszulkę ma narzucony płaszcz. Na jej szyi wisi przyciągający wzrok naszyjnik.
- Miło mi cię widzieć, Lee - zaczyna z uśmiechem i podchodzi do Marcelego. - Tyle czasu...
- To niemożliwe - powtarza uparcie Marshall. - Przecież... Przecież ty odeszłaś. Zostawiłaś mnie.
- Nieprawda - zaprzecza dziewczyna i chwyta jego dłoń. - Nigdy cię nie zostawiłam. I nigdy tego nie zrobię. Wystarczy, że dasz mi to, czego chcę...
- Shana - rzuca ostrzegawczo Jack. Dziewczyna patrzy na niego groźnie, ale posłusznie się wycofuje. Między całą czwórką zapada grobowa cisza.
- Marshall, chodźmy już - prosi piskliwym głosem Elsa, wpatrując się w nieznajomych. - Nie wytrzymam tu dłużej...
Marceli jedynie kiwa głową.
- To dobry pomysł - mówi i uśmiecha się do niej. W jego oczach nie ma jednak nawet odrobiny radości. Kiedy obije się odwracają, Jack cicho się śmieje. 
- Możesz uciekać, ile chcesz. Przeznaczenie i tak cię znajdzie. A Elsa i tak w końcu przejrzy na oczy. Zobaczysz.

***

Elsa z wahaniem wchodzi do klasy i rozgląda się dookoła. Nic a nic się nie zmieniło. Więc dlaczego ma wrażenie, że coś już nie jest takie samo?
Dziewczyna z westchnieniem siada na swoim miejscu. Z ławki przed nią odwraca się Merida.
- I jak było wczoraj na randce? Wszyscy o tym gadają, opowiadaj!
Elsa spusza wzrok.
- Było... fajnie.
Nagle przechodzi ją nieprzyjemny dreszcz. Jakby ktoś ją obserwował. Dziewczyna spogląda przed siebie i krzyżuje spojrzenie z Marcelim. Chłopak wygląda na zdenerwowanego. Uśmiecha się nerwowo, po czym odwraca się w kierunku Jima.
- Wszystko ok?
Za zamyślenia wyrywa Elsę głos Roszpunki. Po chwili wszystkie trzy (razem z Mavis) patrzą na przyjaciółkę z przestrachem.
- Coś nie tak? - pyta ponownie Roszpunka, siadając obok. - Nic nie mówisz, nie wzdychasz, nie narzekasz... Coś musiało się stać.
- Nie, nic. Naprawdę...
- Dostałaś kosza? - wypala Mavis, ale od razu tego żałuje. Elsa oblewa się rumieńcem.
- Nie! Po prostu muszę ochłonąć...

Równo z dzwonkiem do klasy wchodzi profesor Diabolina, nazywana przez wszystkich Wiedźmą.
- Słuchać mnie teraz uważnie - zaczyna kobieta, opierając się o biurko. - Od dzisiaj będziemy mieć dwoje uczniów z zagranicy. Bedą się z nami uczyć przez następny rok. Przyjmijcie ich ciepło i otoczcie... A z resztą.
Na środek sali wychodzi dwoje nowych uczniów. Elsa zamiera z otwartymi ustami.
- Oto Jack oraz Shana. Bądźcie dla nich mili. A teraz czas na lekcję!

niedziela, 6 września 2015

Księga II, Rozdział II

Elsa szykuje się od godziny, zmieniając sukienki i dobierając dodatki. Jest strasznie podekscytowana. Marshall nigdy wcześniej nie zaprosił jej na randkę. Dziewczyna chce, żeby wszystko wyszło idealnie!
Dziesięć minut przed dziewiątą Elsa staje przed lustrem, podziwiając efekt końcowy. Włosy upięte w niedbały kok; delikatny makijaż; czarna sukienka na jednym ramiączku do kolan; czarne botki na niewielkich obcasach. Dziewczyna uśmiecha się do swojego odbicia. Jest gotowa. Przed wyjściem zerka na ekran telefonu. Dostała wiadomość. Z zainteresowaniem sprawdza pocztę.
"Pamiętaj, że nie jesteś sama."
Elsa wpatruje się w treść wiadomości z niepokojem. Nadawca jest nieznany. Czy to kolejne żarty drugoklasistów?
Nagle rozlega się głuchy odgłos pukania w okno. Dziewczyna podskakuje z przestrachem. Powoli podchodzi do okna, przygryzając wargę. Za szybą na parapecie siedzi Marceli.
- Ile mam czekać? - pyta żartobliwie, kiedy dziewczyna wpuszcza go do środka.
- Wybacz - odpowiada skruszona Elsa i pokazuje na telefon. - Młodziki jak zwykle stroją sobie żarty.
Marshall wyrywa jej urządzenie z dłoni i szybko czyta wiadomość. Marszczy czoło.
- Często dostajesz takie wiadomości? - pyta, a jego twarz zdradza zdenerwowanie.
- Co jakiś czas... Przyzwyczaiłam się - dodaje szybko, widząc zaniepokojonego chłopaka. - To nic takiego.
Marceli nie odpowiada. Oddaje telefon właścicielce, po czym mocno ściska jej dłoń. Elsa patrzy na niego z niezrozumieniem.
- Marceli? Co ty...
- Chodźmy - przerywa jej chłopak, ciagnąć w kierunku okna. Dziewczyna niepewnie przez nie wyglada.
- Mamy wyskoczyć?
- Wylecieć.
Elsa patrzy na towarzysza ze zdziwieniem.
- Wylecieć?
Na twarzy Marshalla pojawia się panika. 
- N-Nie. Zeskoczymy. Tak... Tak, zeskoczymy. Spokojnie, pomogę ci.
Dziewczyna śledzi każdy ruch Marcelego. Chłopaka powoli skacze na drzewo, a potem na ziemię. Robi to z taką lekkością, że Elsa ma wrażenie, że chłopak potrafi latać.
- Skacz. Złapie cię - zapewnia Marceli i uśmiecha się do niej z dołu. - Zaufaj mi.
Dziewczyna kiwa powoli głową i wystawia nogę przez okno. Strach ściska jej serce, ale ufa Marcelemu. Musi mu ufać. W końcu powoli opuszcza się z okna. Spadając, z ust dziewczyny dobywa się cichy krzyk. Po chwili czuje jednak, jak silne ramiona chłopaka chwytają ją w locie.
- Bardzo ładnie - mruczy Marceli tuż przy jej uchu, a tętno Elsy przyspiesza. - Chodźmy już lepiej. 
Marshall stawia Elsę na ziemię i chwyta jej dłoń. Dziewczyna przez chwilę czuje strach i zdenerwowanie, ale odpręża się, kiedy razem przekraczają granicę jej ogrodu.
- Gdzie idziemy? - pyta zaciekawiona Elsa, wtulając się w chłopaka. Ten jednie uśmiecha się pod nosem.
- Zobaczysz.
Podekscytowana dziewczyna mocniej ściska dłoń Marcelego, czekając cierpliwie, aż dojadą na miejsce. Miejscem tym okazała się być niewielka polana w sercu miejskiego parku.
- To tutaj spędzimy wieczór? - pyta lekko zawiedziona Elsa, a Marshall przytakuje.
- Spójrz.
Chłopak unosi głowę Elsy tak, by spojrzała w niebo. Dziewczyna zaniemawia. Cały nieboskłon usiany jest gwiazdami, a na samym jego środku świeci ogromny księżyc. Elsa wyciąga dłoń w jego stronę.
- Piękny - szepcze, opierając się o Marcelego. Chłopaka kiwa głową i obejmuje ją ramionami.
- To prawda.
Stoją tak dłuższą chwilę, kiedy nagle Marceli porusza się niespokojnie.
- Marshall? - pyta niepewnie Elsa, patrząc w jego twarz. Ten ma jednak wzrok utkwiony w ścieżce kilka metrów od nich. Dziewczyna podąża za nim wzrokiem. Na ścieżce stoi jakaś postać. Księżyc rzuca na nią bladą poświatę, przez co przybysz przypomnia zjawę.
- Marceli? - powtarza Elsa, robiąc krok w tył. Dopiero wtedy chłopak przenosi na nią uwagę. 
- Spokojnie - mówi i ściska pokrzepiająco jej dłoń. - Nic się nie dzieje.
- Takie kłamstwa możesz wciskać samemu sobie, Lee.
Głos nowo przybyłego wydaje się Elsie dziwnie znajomy. Dziewczyna wzdryga się, słysząc go.
- Spadaj - odwarkuje Marceli, zwracając się do niego. - Nie twoja sprawa, bałwanie.
Postać parska śmiechem. Elsa nie jest w stanie dostrzec twarzy, bo skrywa się za kapturem.
- Nie zapominaj się, Marshall. Mi chodzi o nią. Nie o ciebie.
Marceli cicho klnie pod nosem, kiedy postać ściąga kaptur. Wysłana się zza niego burza śnieżnobiałych włosów.
- Zawsze lubiłeś się wtrącać, Jacku Mrozie.

-------------------------------------------
Pomóżcie mi, bo mam dylemat. Zastanawiam się, czy stworzyć bloga o tematyce HP. Waham się i nie wiem, co zrobić. Pomocy!

piątek, 4 września 2015

Księga II, Rozdział I

Widzę.... królestwo. Jest ogromne i piękne. Jakby stworzone z lodu. Wysokie wieże, spadziste dachy, uśmiechnięci ludzie. Ale to wszystko widziane jakby przez mgłę. Uśmiechy wcale nie są radosne. A zamek powoli zaczyna się topić...

***

- Elsa!
Dziewczynę ze snu wyrywa krzyk matki. Nie do końca rozumie, co jej się śniło. Im bardziej stara się zrozumieć, tym bardziej o nim zapomina. W końcu sen kompletnie wylatuje jej z głowy.
- Elsa! - krzyczy znowu matka, tym razem głośniej. - Bo się spóźnisz!
Dziewczyna niechętnie zerka na zegarek. Jest wpół do ósmej. Ma rację. Trzeba się spieszyć.
Elsa błyskawicznie wyskakuje z łóżka i biegnie do szafy wyciąga z niej niebieską koszulkę na naramkach, biały sweterek, białe szorty i swoje ukochane trampki. Szybko się ubiera i staje zadowolona przed lustrem. Swoje blond włosy zaplata w warkocz  i robi szybki makijaż. Teraz jest gotowa do wyjścia.
Już na schodach dostrzega siedzącą przy stole Annę. Jak zwykle czyta jakies młodzieżowe magazyny.
- Nie czytaj tego, bo ci mózg wypali - ostrzega starsza siostra i zabiera Ani gazetkę.
- Ej! - Rudowłosa stara się odzyskać pisemko, niestety bez skutku. - Oddaj.
- Nie ma mowy - śmieje się Elsa i wyrzuca magazyn do śmietnika. - Ja już lecę! - krzyczy w kierunku kuchni.
- Dobrze, kochanie - zza drzwi wyłania się uśmiechnięta twarz matki. Jako że ojciec jest właścicielem sporej firmy i nie ma go prawie w domu, to mama zajmuje się całym domem. 
Elsa z uśmiechem wybiega z domu. Dziś początek ostatniego roku liceum. Czas zacząć najlepszy okres w życiu!

Kiedy tylko wchodzi do klasy, wszyscy witają ją uśmiechami i cichymi okrzykami. Dziewczyna jak zwykle siada na swoim miejscu w ostatniej ławce. Nie daje rady nawet wyciągnąć podręcznika, kiedy wokół niej zbierają się jej przyjaciółki.
- Cieszysz się na kolejny rok szkolny? - pyta rozentuzjazmowana Roszpunka, poprawiając brązowe włosy. - Ja już nie mogę się doczekać!
- Jesteś walnięta - stwierdza Merida i lekko się krztywi. - Kto chciałby się uczyć?
- Ja myślę tylko o wakacjach - mówi Mavis, opierając się o ławkę obok. - Wiecie, jak cudnie jest na Hawajach?
- Tańczące, gołe laski.... Po prostu raj na ziemi - komentuje Elsa i wszystkie cztery wybuchają śmiechem. 
Elsa z sentymentem rozgląda się po sali i swoich klasowych kolegach i koleżankach. W rogu sali jak zwykle stoją Czkawka, Julian i Piotrek, cicho o czymś rozmawiając. Pod oknami siedzą Megara i Esmeralda oraz Mulan i Fionna. Od zawsze trzymają się w parach i nie rozmawiają praktycznie z nikim innym. Na tyłach klasy stoi Aladdyn w towarzystwie Jasminy, która opiera się o jego ramię. Natomiast w pierwszej ławce siedzą Kidagakash i Milo - szkolna para. 
- Ej, Elsa.
Z rozmyślań wyrwa dziewczynę cichy szept Meridy.
- Hmmm?
- Patrz, kto idzie.
Elsa odwraca się w stronę wejścia do klasy, a jej serce zaczyna szybciej bić. Do sali wchodzi klasowa banda - Jim, Sinbad i... Marshall Lee. Dziewczyna na jego widok niemal nie wstaje. Wydoroślał przez wakacje. Ma nieco dłuższe włosy i chyba przekuł sobie uszy! 
Nagle spojrzenia Marshalla i Elsy się krzyżują, a chłopak posyła jej ten swój olśniewający uśmiech.
- Marshall!! Heeeeej!!!
Odwagę Marcelego odwracają nie kto inny, jak Griselda i Anastazja. Obie wystrojone i wymalowane machają do chłopaka z pierwszych ławek. Ten uśmiecha się kpiąco i podchodzi do ławki Elsy. Dziewczyna jest bliska zawału.
- Masz ochotę gdzieś dziś wyjsć? - pyta z zalotnym uśmieszkiem, przybliżając swoją twarz do twarzy Elsy. Dziewczyna musi wytężyć całą swoją wolę, żeby mu odpowiedzieć.
- Chętnie.
- Będę po ciebie o dziewiątej - oznajmia i odchodzi w kierunku przodu klasy. Elsa śledzi go wzrokiem, a kiedy jest pewna, że nie zauważy opada cieżko na ławkę. Do końca lekcji na jej twarzy gosci promienny uśmiech.

-----------------------------

Przedstawienie postaci:
Elsa, Roszpunka, Merida i Mavis

Czkawka, Piotruś i Julian

Megara i Esmeralda

Mulan i Fionna

Marshall (Marceli) Lee, Sinbad i Jim

Aladdyn i Jasmina

Milo i Kidagakash 

Griselda i Anastazja

wtorek, 1 września 2015

Księga I, Rozdział VIII (koniec)

Pałac Lodowych Olbrzymów robi wrażenie. Zwisające z sufitu sople lodu sprawiają wrażenie, jakby zaraz miały runąć w dół i rozbić się o kryształową posadzkę. Lodowe kolumny podtrzymują sklepienie po obu stronach długiej sali tronowej. Na jej końcu widnieje ogromny lodowy tron. To właśnie na nim zasiada teraz mój ojciec.
- Podejdź, Elso - mówi i zachęca mnie gestem do podejścia bliżej. Niechętnie robię krok naprzód.
- Czego ode mnie chcesz? - pytam zimno. Mam już dość tego, że wszyscy dookoła robią ze mną, co im się żywnie podoba.
Król olbrzymów uśmiecha się do mnie z chorą satysfakcją.
- Chcę twojej śmierci.
Serce na chwilę przestaje mi bić.
- Co takiego?
- Chcę, byś dobrowolnie zgodziła się na wykonanie twojej egzekucji. Bez twojego pozwolenia mamy związane ręce. Dlatego właśnie proszę cię o pomoc.
- Z jakiej racji miałabym chcieć umrzeć?! - niemal krzyczę. Czy jego korona nie uciska mu na mózg?
Król uśmiecha się krzywo.
- Według tutejszego prawa jesteś następczynią tronu. Chcę cię więc wyeliminować, żeby przejąć władzę - tłumaczy tak spokojnie, jakby mi opisywał, co jadł dzisiaj na śniadanie.
- Potrzebujesz do tego mojej zgody? - pytam, lekko zirytowana.
- Ależ skąd! Normalnie po prostu bym cię zabił - odpowiada bez skrupułów. - Problem w tym, że ten tchórz Mrok skomplikował sprawę.
- Jak to?
-Po śmierci odrodziłabyś się, świecie przekonana, że wszystko to nie miało miejsca. Byłabyś sobie tą całą lodową królową. Jednak po wtargnięciu Mroka twoje serce się podzieliło. Jesli się nie zgodzisz, twoja śmierć na nic się nie zda i bede uważany tylko za mordercę. Nie mogę na to pozwolić. 
Marszczę brwi. To wszystko robi się coraz bardziej dziwne. 
- Czy wtargnięcie we mnie Mroka przeszkadza w czymś jeszcze?
- Tak. Możliwe, że trafisz do zupełnie innego świata, jak cię zabijemy. Możliwe, że zapomnisz o całym swiecie magii, zapomnisz o królestwie, a najważniejsze, że możesz zapomnieć, że posiadasz moc.
Serce podchodzi mi do gardła. Jak mogłabym się zgodzić na coś takiego?!
- Nie mam mowy - mówię stanowczym głosem i patrzę na niego z powagą. - Nie zgodzę się na moją śmierć.
- Coś tak czułem, że to powiesz - twarz króla olbrzymów wykrzywia się w złowrogim spojrzeniu.
Nagle w sali pojawiają się skuci w łańcuchy Loki i Jack. Szarpią się, krzyczą i walą pięściami na wszystkie strony, bez skutku. Oddech mi przyspiesza.
- Co zamierzasz? - pytam ostrożnie króla, robiąc krok w kierunku miotającego się Jacka.
- Jeśli nie zgodzisz się na wykonania rytuału, zabiję ich.
Staję w miejscu, bo przerażenie odpiera mi zdolność poruszania się. Słudzy króla przykładają do serc chłopaków lodowe szpikulce, są gotowi zabic ich natychmiast.
- Nie! - krzyczę z przestrachem i wyciągam rękę w ich kierunku. Nic się jednak nie dzieje. - Moja moc...
- W tym pałacu to ja mam władzę - odpowiada ze śmiechem mój ojciec i wstaje z tronu. - Nie możesz używać lodu. A teraz odpowiedz: zgodzisz się na rytuał czy nie?
Mój wzrok ucieka ku pełnemu furii Lokiemu.
- Zostaw ją! - krzyczy. - Nie każ jej tego robić!
- Zgoda - odpowiadam z wahaniem i podchodzę do króla. - Zgoda, tylko puść ich wolno.
Lodowy Olbrzym uśmiecha się z satysfakcją i wyciąga do mnie dłoń. 
- Chodź. Przygotujmy się do rytuału.

Po chwili król kładzie mnie na ogromnym lodowym stole. Ręce trzęsą mi się ze strachu, a wzrok mam zamglony od łez. Z pomieszczenia obok dobiegają krzyki Jack'a i Lokiego. Mam nadzieje, że mi to wybaczą.
- Gotowa?
Król podchodzi do mnie, ściskając w gloni lodowy sopel. Kiwam głową i zaciskam powieki.
- Przepraszam, Jack - szepczę, a sekundę pózniej moją pierś przeszywa straszny ból.

-------------------
Oto i koniec pierwszej księgi :D
Mam pomysł na kontynuację, więc jeśli tylko chcecie, to pojawi się druga księga ;*