Muzyka

niedziela, 27 września 2015

Księga II, Rozdział IV

Elsa niepewnie porusza się po korytarzach szkoły. Odkąd Jack i Shana przepisali się do jej szkoły, czuje się niepewna i zagrożona. Jack od czasu do czasu przygląda się jej intensywnie, a Shana rzuca w jej stronę złowrogie spojrzenia. Na całe szczęście większość czasu spędza z Marcelim. Przy nim ma choć minimalne poczucie bezpieczeństwa.
Teraz Elsa wraca ze szkoły do domu. Ku jej przerażeniu przy wejściu do budynku stoi czerwonowłosa dziewczyna. Kiedy Elsa wychodzi przez drzwi, Shana ogląda się na nią.
- O! Jest i nasza gwiazdka. Długo karzesz na siebie czekać.
- Nie musiałaś czekać - ucina sucho Elsa i mija dziewczynę. - Nie przypominam sobie, żebyśmy się umawiały.
- Ja się umówiłam. Twoje zdanie nie ma tu znaczenia.
Elsa marszczy brwi. Jeszcze nigdy nie spotkała tak bezczelnej osoby.
- Nie mam czasu na rozmowę - oznajmia groźnie dziewczyna i rusza w stronę domu. - Więc łaskawie daj mi święty...
Elsa nie dokańcza, bo Shana mocno zaciska dłoń na jej ramieniu. Elsa cicho syczy i stara się wyrwać, bezskutecznie.
- Możesz sobie myślec, że jesteś niewiadomo kim - mówi cicho Shana i wlepia w dziewczynę wściekłe spojrzenie. - Ale znaj swoje miejsce, larwo. To, jak obnosisz się z Marshallem jest conajmniej żałosne. Ranisz tym Jack'a. Zrozum w koncu, że nie jesteś pępkiem wszechświata.
Elsa wyrywa się, zarzuca włosami i ostentacyjnie się odwraca. Shana krzywi się lekko.
- Nawet, kiedy nie jesteś już królową, zachowujesz się tak samo idiotycznie - komentuje. Na dźwięk tych słów, Elsa zatrzymuje się na chwilę.
- Królową? O czym ty mówisz?
Czerwonowłosa patrzy na nią z szeroko otwartymi oczami, a potem wybucha śmiechem. 
- Naprawdę nie pamiętasz? Ale jaja! Po prostu nie wierzę.
Elsa patrzy na Shanę ze zdziwieniem, ale nie odzywa się. W końcu, kiedy czerwonowłosa się uspokaja, zaczyna nieśmiało:
- Czego nie pamiętam?
Shana mierzy ją kpiącym spojrzeniem i kręci głową z politowaniem.
- Jesteś królową Arendelle... A w każdym razie byłaś, dopóki twój ojciec cię nie zabił.
Elsa wpatruje się w Shanę z conajmniej głupawym wyrazem twarzy. Ta jedynie wzdycha.
- Oddałaś życie za Jack'a, mojego tatę: Lokiego, wujka Thora i takiej jednej, ziemskiej, tajnej organizacji. W każdym razie zabił cię władca Lodowych Olbrzymów, a ty odrodziłaś się w tym świecie. Jack omal nie zwariował, kiedy się dowiedział, że żyjesz. Wysłali nas, żebyśmy przypomnieli ci, kim naprawdę jesteś. Nie patrz tak na mnie! Nie mów mi, że nie zauważyłaś, że, dajmy na to, Marceli jest wampirem.
Elsa jest coraz bardziej przerażona. 
- Nie wiem, kim jesteś, ale przestań mi wciskać te kłamstwa. Brałaś coś?
Shana wznosi oczy ku niebu.
- Odynie, miej mnie w opiece. A poza tym, nic mnie nie obchodzisz. Po co ja się z tobą męczę? Sama uratuję Azgard, bez twojej zakichanej pomocy.
I wściekła dziewczyna odchodzi. Elsa patrzy na nią niepewnie. Nie wie, czy aby wszystko z Shaną w porządku.

Czerwonowłosa kopie napotkany po drodze kamień.
- Za kogo ona się uważa? - mruczy pod nosem, naciąga kaptur bluzy na głowę. i chowa ręce do kieszeni. - Nie wytrzymam z nią długo. Ta samolubna, nadęta...
- Uważaj na słowa.
Dziewczyna staje w miejscu i uśmiecha się pod nosem. Przed nią stoją Marshall, Sindbad oraz Jim.
- Czuję się onieśmielona - mówi Shana i lekko odchyla się na piętach. - Czemu mam ten zaszczyt...
- Chcę, żebyście z Jack'iem się stąd wynieśli - przerywa jej Marceli i uśmiecha się pod nosem. - Nie powinniście tu przyjeżdzać.
- Nie mów mi, co mam robić - warczy Shana i wbija w niego obojętne spojrzenie. - Nic się nie zmieniłeś. Nadal jesteś tym samym sukinsynem co kiedyś. I wiesz co? Nie interesuje mnie twoje zdanie. Nie jestem tu dla ciebie.
- Kiedyś wszystkie twoje wybory były związane ze mną - komentuje Lee i podnosi brew. - Aż tak mało dla ciebie znaczę?
Shana nie wytrzymuje i wyciąga z torby czarny płacz. Zakłada go, po czym wyciąga z niego swoją katanę.
- Nigdy tak nie mów - ostrzega i kieruje ostrze na chłopaka. - Nie wiesz, co czuję.
- Przecież to nie ma sensu...
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, co ma dla mnie sens - ucina dziewczyna i odwraca się tyłem do chłopaków. - Żegnam panów. Jafar! Wynieś śmieci, proszę.
Spomiędzy drzew wychodzi chłopak o białych włosach i czerwonych oczach. 
- Z przyjemnością - syczy.
Marshall błyskawicznie rzuca się do przodu i łapie dłoń Shany. Ta łaskawie zatrzymuje się w miejscu.
- Jak możesz mnie tak opuszczać?
- Opuszczam cię tak, jak ty mnie. Lata temu. Może innych oszukałeś, ale ja wiem, kim naprawdę jesteś. Dobrze ci radzę: odpuść sobie Elsę, póki Jack się jeszcze nie wkurzył.
- A jeśli zamiast niej wolę ciebie - pyta Lee zmysłowym szeptem i obejmuje Shanę.
- Jeśli to prawda, to spłoniesz żywcem. Spadaj - dziewczyna kopie chłopaka na tyle mocno, by ten ją puścił. - Miłej zabawy - mówi na odchodnym.
- Kto pierwszy? - pyta Jafar, wbijając wzrok w Marshalla.

4 komentarze:

  1. Ciekawe ^^
    Co z tego, że nwm skąd pobrałaś te postaci [nie licząc z ROTG AVENGERS i KL], rozdział super ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marceli to z Adventure Time (Pora na przygodę) ;) chyba XD

      Usuń
  2. Ooooooooo! Aaaaaaaaa! Robi się jeszczcze ciekawiej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem że to trochę niezbyt na miejscu Ale błagam możesz pisać troszkę szybciej :'D. Twoje opowiadania mnie fascynują i się gotuje jak tak długo nic Nie piszesz :).

    OdpowiedzUsuń