Muzyka

wtorek, 22 grudnia 2015

Nowy początek. Rozdział 1

- Jack! Jack, do jasnej cholery, wstawaj!
Chłopak leniwie uchyla zaspane powieki i rozgląda się dookoła. Nadal siedział w swoim biurze z twarzą przyciśniętą do dokumentów, dotyczących różnych przelewów, kradzieży czy oszustw. Nad miastem unosi się już słońce, ciesząc wszystkich swoim blaskiem. Nagle rozlega się ponowne walenie do drzwi.
- Jak zaraz nie wyjdziesz, to przysięgam, że skopię ci dupę!
Głos wściekłej Roszpunki do reszty go rozbudził. Jack przeciąga się i odchodzi od biurka, by wyjść z pokoju. Na korytarzu zastaje rozwścieczoną blondynkę, która raczej nie jest zachwycona jego pół przytomnym spojrzeniem.
- Za dziesięć minut nasza grupa ma trening. Mógłbyś choć trochę przejąć się nadchodzącym festiwalem i pomóc swojej drużynie.
Chłopak wzdycha. Na Regalo co roku organizowany jest festiwal Złotych Wieków. W jego trakcie ma miejsce turniej, do którego zgłaszać się mogą kilkuosobowe grupy. Członkowie drużyny, która wygra, mogą złożyć jedno życzenie (realne życzenie) do głowy rodziny Arcan, które musi zostać spełnione. Jack chyba jest jedynym, któremu na tym nie zależy. Drapie się po głowie prawą dłonią, na której widnieje znak XVIII karty - Księżyca. 
- Dobra, niech wam będzie - daje w końcu za wygraną i podnosi wzrok na Roszpunkę. - To gdzie mamy ten trening?

Po całej posiadłości biegają najróżniejsze osoby. Posiadacze Arcan przygotowują się do swoich treningów, a służba posłusznie pomaga im w przygotowaniach. Jack ziewa kilka razy, zanim we dwójkę docierają do drzwi, prowadzących na salę treningową. Roszpunka pewnie wchodzi do środka.
- Udało mi się go obudzić! - krzyczy na wstępie i dołącza do pozostałych. W sali znajdują się już pozostali członkowie grupy. Białowłosy patrzy na każdego z nich po kolei. Po lewej stronie stoi Elsa. Nieco poniżej jej szyi widnieje znak XVII Arcany, Gwiazdy. Daje ona moc panowania nad lodem i śniegiem. Obok dziewczyny stoi Czkawka. Jego przydługawe włosy zasłaniają na jego karku znak II karty, Głupca, dzięki której chłopak może porozumiewać się ze zwierzętami. W pomieszczeniu sterującym salą, nieco powyżej ziemi, znajduje się Hiro, który zawarł kontrakt z VII kartą, Rydwanem. Daje ona umiejetność szablonowego ocenienia sytuacji i na jej podstawie ocenić szacowane powodzenie danej misji. Znak Rydwanu znajduje się na kostce chłopaka. Natomiast pod ścianą stoi Jasmina. Jej Arcana to Wisielec, XII karta w talii Tarota. Dzięki niej dziewczyna po zajrzeniu w czyjeś oczy może wyczytać całą przeszłość danej osoby. Nikt nie wie, gdzie znajduje się jej znak.
Jack wzdycha po raz kolejny.
- To co my mamy tak właściwie robić? 
- Jeśli nie masz zamiaru z nami trenować, może już dawno powinieneś był opuścić naszą drużynę - komentuje Jasmina z uśmiechem. - Flynn z chęcią zająłby twoje miejsce.
Chłopak nachmurza się.
- Ale tu jestem, co nie? Doceń to, do cholery.
- Za dużo przeklinasz - stwierdza z niesmakiem Elsa.
- A ty za dużo się czepiasz.
- Dosyć! - w sali rozlega się gniewny głos Hiro. - Jeśli przyszliście tu pogadać, to może cała nasza drużyna nie ma żadnego sensu. Zaczynacie czy nie?
- Przypomnijcie mi, dlaczego to on zawsze nam rozkazuje - mamrocze Jack, ustawiając się w gotowości do ataku. - Przecież ma dopiero 14 lat!
- Ale jest 100 razy mądrzejszy od ciebie - śmieje się Jasmina i wyciąga zza pasa pojedynczy japoński miecz, katanę. - A teraz jazda z tym koksem!

Po skończonym treningu cała szóstka postanawia wybrać się do miasta. W inne dni nie mają zbyt dużo wolnego czasu, więc wykorzystują je, jak tylko mogą. W kawiarence spotykają 3 swoich przyjaciół: Flynn'a, Mavis oraz Astrid. Blondynka na widok Czkawki podnosi się z miejsca i rzuca się mu na szyję. Po krótkim przywitaniu wszyscy zajmują swoje miejsca.
- Słyszałam, że zamierzacie wziąć udział w turnieju - zaczyna rozmowę Mavis. - To niesamowite.
- A wy nie chcecie? - pyta zdziwiony Hiro. - Przecież macie duże szanse...
- No coś ty! Podobno mają się tu zjawić przedstawiciele wszystkich najodleglejszych krain. Wolę się nie mieszać w żadne konflikty z nimi.
- Jakie konflikty? To okazja, żeby zacieśnić więzi między nami wszystkimi - zauważa Elsa, a Jack lekko się do niej nachyla.
- Ja bym wolał pogłębić więzi z kimś innym.
Elsa rumieni się i odwraca wzrok, podczas gdy Jasmina podnosi się z miejsca.
- Muszę do łazienki - oznajmia nieśmiało i opuszcza towarzyszy. Korzystając z ich nieuwagi wymyka się na zewnątrz. Zimny wiatr smaga ją po twarzy kroplami deszczu, a księżyc daje przyjemną poświatę. Dziewczyna wzdycha ciężko. Nienawidzi przebywać w towarzystwie, szczególnie swoich rówieśników. Nigdy nie wie, co powiedzieć lub jak się zachować. Potrzebuje po prostu w tym momencie świeżego powietrza i chwili odpoczynku.
- Jesteś samotna - słyszy nagle tuż koło siebie. Zlękniona dziewczyna odskakuje w bok i ogląda się za siebie. Niedaleko niej stoi chłopak. Ma kruczoczarne włosy, a w niebieskich oczach czai się mrok. Lecz nie to zaniepokoiło ją najbardziej. Chłopak ma na połowie twarzy wycięty przerażający uśmiech, natomiast jego oczy nie mają powiek. Jasmina powstrzymuje się od krzyku i ucieczki. Nieznajomy podchodzi bliżej i zatrzymuje się kilka kroków od niej. Dziewczyna stara się wyczytać jego przeszłość, jednak bezskutecznie. To dziwne, bo jeszcze żaden umysł się jej nie oparł.
- Kim jesteś? - Jasmina stara się, by jej głos zabrzmiał zimno i twardo. Chłopak szerzej się uśmiecha.
- Na imię mam Jeff i jestem taki jak ty. Już niedługo to zrozumiesz. 
I nagle chłopak rozpływa się w ciemności.


Znaki niektórych Arcan:

Drużyna Jack'a:

sobota, 19 grudnia 2015

Nowy początek: Prolog

Legendy głoszą, że dawno temu Ziemia była podzielona na kilka oddzielnych krain, zwanych wtedy Wymiarami. Nikt nie wie, ile jest w nich prawdy. Ludzie raczej żyją bezpiecznie i w pokoju z innymi. Może różnią się pochodzeniem, kolorem skóry czy zainteresowaniami, ale są w większości przypadków przyjaźnie do siebie nastawieni. Nie ma wojen ani poważnych konfliktów. Oczywiście zdążają się kradzieże, nieliczne zabójstw czy podobne przypadki, ale nie zakłócają ogólnego spokoju. W każdym razie na jednym z kontynentów. Planeta dzieli się na dwa kontynenty. Na jednym wszyscy żyją w zgodzie i harmonii. Drugi natomiast jest odległy. Nikt nie widzi potrzeby, by się tam zapuszczać, więc nie wiadomo, co się kryje w jej odmętach. 
Nasza historia skupia się na pierwszym z lądów. A konkretnie na jednym z portowych miast, Regalo. Ludzie żyją tam bez jakichkolwiek problemów, a to dlatego, że miasto to jest siedzibą niezwykłej rodziny. Każdy jej członek jest dość niezwykły. Jako rodzina nie są związani krwią, ale nie obchodzi ich to. Z wyjątkiem wspólnych relacji wiąże ich coś jeszcze. Członkowie rodziny posiadają swego rodzaju niezwykłe moce, zwane Arcanami. Wszyscy zyskali ją dzięki zawarciu kontraktu z jedną z kart Tarota. Większość zawiera z kartami fizyczny kontakt, niestety nie wszyscy go przeżywają. Moce wymagają niezłomnej woli i siły psychicznej. Tylko najsilniejsi potrafią połączyć się z wybraną kartą. Są jednak wyjątki od tej zasady. Drugim sposobem nabycia mocy karty jest urodzenie się z nią. Jest to jednak bardzo rzadkie zjawisko. 
W momencie pierwszego użycia danej mocy na ciele posiadacza Arcany pojawia się znak, odpowiadający danej karcie. Istnieją dwadzieścia dwie karty:
0 - Kapłanka,
I - Kapłan,
II - Głupiec,
III - Cesarzowa,
IV - Cesarz,
V - Mag,
VI - Kochankowie,
VII - Rydwan,
VIII - Sprawiedliwość,
IX - Eremita,
X - Koło Fortuny,
XI - Siła,
XII - Wisielec,
XIII - Śmierć,
XIV - Powściągliwość,
XV - Diabeł,
XVI - Wieża,
XVII - Gwiazda,
XVIII - Księżyc,
IXX - Słońce,
XX - Sąd Ostateczny,
XXI - Świat.
Po zawarciu kontraktu z kartą nie można go w żaden sposób rozwiązać, a znak Arcany może pojawić się w dowolnym miejscu na ciele.
Opanowanie mocy czy samo nauczenie się kontrolowania jej jest niezwykle trudne i wymaga lat ćwiczeń. Dlatego kontrakt zawiązuje się już w najmłodszych latach życia. Wszyscy są dla siebie nawzajem życzliwi i pomagają sobie. Jednak najważniejszym celem stworzenia "rodziny Arcan" jest ochrona mieszkańców miasta przed tymi najdrobniejszymi incydentami, jak kradzieże czy włamania. 
Na czele stoi głowa rodziny, Sindbad. On jako pierwszy zawarł kontrakt z kartą i założył tę rodzinę. Jego marzeniem było pomaganie innym i teraz może to osiągnąć, jednocześnie pomagając ludziom pomagać.
Wszyscy na całym kontynencie wiedzą, kim są członkowie rodziny Arcan. Pochodzą oni z różnych części lądu, mają inne charaktery, a niektórzy wręcz się nienawidzą, ale zawsze trzymają się razem.
I całe szczęście, bo niedługo ma zdążyć się coś, czego nikt się nie spodziewa...


Nad miastem wstaje kolejny piękny dzień. Mieszkańcy powoli opuszczają swoje domu i wolnym krokiem przechadzają się po ulicach. Między tymi zwykłymi ludźmi czają się jednak osoby niezwykłe. Na dachu jednego z domów siedzi białowłosy chłopak. Wystawia twarz do słońca i miło się uśmiecha. Na jego prawej dłoni widnieje dość skomplikowany znak.
- Jack!
Chłopak, jakby wyrwany z półsnu zerka za siebie. Kilka metrów za nim stoi blondwłosa dziewczyna z dość poważnym wyrazem twarzy. Chłopak wzdycha.
- Witaj, Elso. Mamy piękny dzień, nieprawdaż?
- Prawdaż, prawdaż, ale z tego, co wiem powinieneś teraz siedzieć w swoim gabinecie i wypełniać papiery, prawda?
Każdy w rodzinie Arcan jest przydzielony do jednej z czterech grup i ma swoje określone zadania. Jack jest dowódcą grupy odpowiedzialnej za ochronę ludności w mieście. Często musi przesiadywać w rezydencji, by rozwiązywać problemy papierkowe.
- Ja się do tego przecież nie nadaję - jęczy chłopak i znów zwraca się w stronę słońca. - Niech ktoś inny się tym zajmie.
- Wszyscy są czymś zajęci i nie mają czasu na wypełnianie twoich obowiązków - stwierdza rzeczowo Elsa i kieruje się ku krawędzi dachu. - Jeśli za chwilę nie stawiasz się w gabinecie, to osobiście naślę na ciebie Flynna, zrozumiano?
Chłopak lekko się wzdryga. Flynn posiada kontrakt z XIV kartą, Powściągliwością. Jego moc potrafi na jakiś zablokować używanie mocy Arcany przeciwnika. Jack ma moc karty XVIII - Księżyca. Potrafi panować nad wiatrem i unosić się wraz z nim. Gdyby miał być uwięziony przy ziemi przez kilka godzin, pewnie by nie wytrzymał.
- Tak jest, szefowo! - wykrzykuje w końcu i zlatuje z dachu, zostawiając Elsę samą. Jack mija port, a potem jeszcze kilka domów i kieruje się ku rozległemu wzgórzu, na którym mieści się stara rezydencja. Delikatnie ląduje przed wejściem i dziarsko wchodzi do środka. Czerwone dywany, obrazy olejne i wiele starych ozdób nadają tu klimat średniowiecznych czasów rycerskich. Chłopak zna na wylot każdy zakamarek tego domu i ma nadzieję, że nikogo nie spotka w drodze do gabinetu. Niestety na drodze staje mu Roszpunka.
- Znowu się wymknąłeś - rzuca, oskarżająco wyciągając palec w jego stronę. - Jesteś naprawdę niewiarygodny.
- Dzięki - uśmiecha się Jack, szybko wymija dziewczynę i zatrzaskuje za sobą drzwi gabinetu. Jest bezpieczny. W każdym razie tak myślał. Nie wiedział bowiem, że nad Regalo zaczęły się zbierać czarne chmury.

---------------------------------------
Oto nowy pomysł na historię Jelsy, podoba się? Nie musicie pamiętać kart, bo nie są szczególnie ważne xD Do zobaczenia w następnym rozdziale ;*

piątek, 18 grudnia 2015

Księga III, Rozdział IV (koniec)

Po przybyciu Aniołów cała sprawa mocno się skomplikowała. Kuru i Semi niemal rzuciły się z pazurami na Demony. Na całe szczęście Jack'owi udało się je powstrzymać. Teraz został problem zniszczenia Wymiarów. 
- Czy wy jesteście aż tak tępi? - pyta z niedowierzaniem Kuru, kiedy Kira wytłumaczyła im plan. - Przecież zniszczenie Wymiarów może...
- Wiemy, co to oznacza - przerywa jej Tarel i rozkłada się na ziemi. - Dlatego chcemy to zrobić. Uwolnić się. Być równi wobec innych. Sama nie powiesz, że tego nie chcesz.
Kuru zaciska wargi i odwraca wzrok.
- To, czego chcę, nie ma znaczenia...
- Ma! Ma i to ogromne! - wykrzykuje Kira i podchodzi do niej. - Wszyscy tego chcemy. Żyć w spokoju. Dlatego potrzebujemy ciebie. Jesteś księżniczką, prawda? Skoro tak, to musisz posiadać Szpon Światła.
Kuru kiwa głową.
- Owszem. Mam Szpon przy sobie. Ale wam go nie dam.
Zgodny jęk zawodu rozniósł się po niewielkiej polanie.
- Czemu? - pyta zrezygnowany Tarel. - Przecież...
- Nie dam wam go, dopóki nie odnajdziemy trzeciego artefaktu - wyjaśnia spokojnie Kuru. - Ty - zwraca się do Kiry - masz Piekielne Ostrze, zgadza się? Kiedy znajdziemy Oko Wieczności oddam wam Szpon. Wcześniej będę trzymała go przy sobie.
- Księżniczko - zaczyna z niezrozumieniem Semi, ale ta jej przerywa.
- Mimo wszystko oni mają rację. Wymiary nie są czymś dobrym. Tylko się dzielimy. Powinniśmy żyć w świecie bez tych ograniczeń. Zgadzasz się ze mną?
Semi milczy przez chwilę, ale w końcu podnosi wzrok na Kuru i lekko się uśmiecha.
- Chyba nie mam wyjścia, prawda?
- Ja też jestem na tak - stwierdza Jack, obejmując Elsę ramieniem. - Zrobię wszytko, byśmy mogli być razem. 
Mika prycha cicho i oddała się, kiedy narada zbliża się ku końcowi. Elsa odprowadza go smutnym spojrzeniem i podchodzi do Kiry.
- Gdzie może być trzeci artefakt?
- Tego nikt nie wie. Podobno przybysze z innej planety mają moc, by odnaleźć Oko Wieczności na Ziemi, ale nie wiem, gdzie ono jest. Musisz się skupić i spróbować je wyczuć.
Elsa lekko się spina pod naporem spojrzeń wszystkich zebranych. Zamyka jednak oczy i stara się sobie wyobrazić artefakt. Nie wie, jak on wygląda, więc zadanie nie jest proste. Nagle jednak w jej umyśle pojawia się obraz niewielkiego pola, która doskonale znała. Często tam uciekała jako dziecko. 
- Wiem, gdzie jest Oko - oznajmia rzeczowo.

Kiedy całą grupą docierają na miejsce, Jack wzdycha przeciągle.
- Mamy to wszystko rozkopać?
- Typowy umysł Aniołka - wzdycha Marss. - Jeśli tak ci się nudzi, to droga wolna. Kop, ile chcesz.
- Może najpierw zacznę od przekopania twojej twarzy, co?
- Proszę bardzo!
- Uspokójcie się - wrzeszczy Kira i stara się rozdzielić skaczącą sobie do gardła dwójkę.
W tym czasie Elsa zdążyła dojść do środka pola. Czuła, jak nieznana moc ją przyciąga. Jak szepcze coś.
I nagle z ziemi przed nią wyłania się niewielka świecąca kula. Elsa się na tym nie znała, ale żadne watpliwości nie wchodziły w grę - trzyma teraz w dłoniach Oko Wieczności.
- Znalazłam! - krzyczy uradowana w kierunku przyjaciół i biegnie w ich stronę.
- A ty chciałeś kopać - komentuje cicho Marss, na co dostaje kuksańca.
- Zaczynajmy!
Kira wyciąga z pochwy Piekielne Ostrze i kładzie je na ziemi. Kuru idzie za jej przykładem i wyjmuje Szpon. Nagle oba artefakty zaczynają drżeć i między nimi otwiera się niewielka czarna otchłań.
- Nie wpadnijcie tam - ostrzega Kira i patrzy wyczekująco na Elsę.
Królowa Arendelle wacha się. Czy na pewno dobrze robi? Może nie powinna... Po chwili dziewczyna czuje na ramieniu czyjąś dłoń.
- Jestem przy tobie - szepcze Jack i bierze ją za rękę.
Wspólnie wrzucają artefakt do otchłani.
Potem następuje ciemność.

środa, 2 grudnia 2015

Księga III, Rozdział III

Światło

- Jesteście strasznie irytujące - wzdycha Jack, kiedy jego towarzyszki po raz setny pytają go, jak jeszcze daleko do Arendelle. - Jak dojdziemy, to dojdziemy. Bezustanne pytania nie przybliżą nas do celu.
- Dlatego powinniśmy użyć skrzydeł - wzdycha Semi i wpatruje się w niebo z utęsknieniem. - Brakuje mi tego wiatru we włosach.
- Zgłupiałaś?! Jeśli gdzieś wokół kręcą się Demony, to bez trudu nas zauważą! Musimy być ostrożni - karci ją Kuru i zrównuje krok z Jack'iem. - Skąd znasz tamto miejsce?
- Ja... No cóż... - plącze Jack, a na jego twarzy wykwita rumieniec. - Tam mieszkała...
- Twoja miłość? - Semi uśmiecha się promiennie i podbiega do chłopaka, który spuszcza wzrok. - Miałeś tu swoją ukochaną?
- Można tak powiedzieć - mamrocze Jack i wtyka dłonie w kieszenie. - Ale to było za mojego poprzedniego życia. 
- Ale ona przecież może się odrodzić w Niebie - nie daje za wygraną Kuru. - Nie powinieneś...
- To niemożliwe!
Dziewczyny aż zatrzymują się z wrażenia i wpatrują w przyjaciela z przestrachem. Wcześniej nie zauważyły, że jego ciało drży.
- To nie możliwe, bo... ona nigdy się nie odrodzi.
- J-Jak to?
Jack stara się powstrzymać napływające do jego oczu łzy.
- Ona... nie jest z naszego świata. Pochodzi z innej planety, więc jeśli umrze, jej dusza odleci w kosmos. Starałem się sobie wmówić, że to nie była miłość, że to nie miało znaczenia. Ale tylko siebie samego oszukiwałem. Myślałem, że nie będzie tak bolało. Że jakoś to przetrwam. Teraz wiem, że to nigdy nie będzie możliwe.
Na chwilę nastaje pełna napięcia cisza. W końcu Kuru niepewnie kładzie dłoń na jego ramieniu.
- Zaprzeczanie swoim uczuciom nie jest dobre. Nie możesz się ich wypierać albo działać wbrew im. Miłość to jedyna siła, która przezwycięży dzielące nas kilometry. Tylko ona może przywrócić do życia, odmienić przyszłość albo chociaż wywołać uśmiech. Bez niej ludzie, Anioły czy Demony nie są nic warci. Bo przecież o to chodzi. Żyjemy dalej, by kochać. Wiem, że zawsze to wiedziałeś. Dlaczego się do tego nie przyznasz?
Jack milczy. Stara się zdobyć na odwagę, żeby wypowiedzieć słowa, które w sobie tłumi. Właśnie... Dlaczego to robi? Dlaczego zaprzecza samemu sobie?
- Ja... kocham ją. Chcę znów dotknąć jej skóry, poczuć jej delikatny zapach, zobaczyć uśmiech i usłyszeć jej...
W tym momencie ponad drzewami przechodzi echo krzyku. Wystarczy sekunda, by Jack zorientował się, czyj to głos.
- Elsa... - szepcze i nie zważając na konsekwencje wzbija się w powietrze, rozpościerając białe jak śnieg skrzydła. Już po chwili leci w stronę, skąd dobiegał krzyk. Jeśli coś jej się stało, nigdy sobie tego nie wybaczy...


Ziemia


Elsa ze zdenerwowaniem zaciera ręce. Doskonale wyczuwa napięcie między Miką a Demonami. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że postąpiła mało delikatnie. 
- Miałaś się nie oddalać - warczy Mika i rzuca dziewczynie wściekłe spojrzenie. - Przecież oni mogli...
- Przestań truć, dziadku - wzdycha Tarel i opiera się o jedno z drzew. - Twoja księżniczka jest cała.
- Zdajesz sobie sprawę, co by zrobił Marshall, gdybym dopuścił się... - kontynuuje wampir, nie zważając na uwagę chłopaka, ale Elsa mu przerywa.
- Marceli cię przysłał? 
Blondyn niepewnie skina głową.
- Pan Lee jest wampirem, pochodzącym ze szlachetnego rodu i wysłał mnie tu, bym dopilnował...
- Uciszcie się dzieci - wzdycha Kira i podchodzi bliżej Elsy. - Jesteśmy tu w konkretnej sprawie i nie bardzo mamy czas na pogaduszki. Nasz plan jest prosty. Wymiary istnieją od początków świata, ale można się ich łatwo pozbyć. Wystarczy znaleźć trzy niezwykle ważne artefakty. Dwa z nich otworzą portal. Jeśli wrzucimy do niego trzeci z nich, portale przestaną istnieć.
- O jakich artefaktach mowa? - ożywia się do tej pory siedząca cicho Anna.
- Szpon Światła, Piekielne Ostrze oraz Oko Wieczności.
Niemal błyskawicznie Mika wyciąga swój miecz i przystawia go do gardła Kiry. 
- I myślisz, że ci na to pozwolę? - cedzi przez zęby. - Szansa na samo zniszczenie Wymiarów jest niewielka. W ten sposób możecie zniszczyć całą planetę.
- Jeśli chodzi o równość, warto zaryzykować - Marss wzrusza ramionami i kładzie się na trawie. - Poza tym twoje zdanie nie bardzo nas interesuje. Słyszeliśmy, że królowa Arendelle nie pochodzi z Ziemi i może nam pomóc w realizacji planu. 
- I wy myślicie, że....
- Czy po zniszczeniu Wymiarów, wszystkie Anioły i Demony będą mogły żyć wsród ludzi.
Mika wbija w Elsę zdziwione spojrzenie, ale nic nie mówi. W jej oczach płonie ogień, którego wcześniej nie widział. Kira jedynie skina głową. Królowa podnosi się z ziemi i zaciska pięści.
- Możecie na mnie liczyć. 

Mimo wielu burzliwych kłótni, Mika zgodził się towarzyszyć Elsie. Nadal nie ufa Demonom, ale zrobi wszystko, by nie zawieść Marcelego. W końcu miał bronić i służyć królowej. Noc nadchodzi szybko i wszyscy zbijają się w grupki. Kira, Tarel i Marss trzymają się z boku, cicho o czymś rozmawiając. Elsa natomiast oddaliła się nieco od obozowiska i po ciemku spaceruje po lesie. Jej umysł zaprzątają różne myśli. Czy Jack nadal gdzieś żyje? A jeśli tak, to czy po zniszczeniu Wymiarów będą mogli wspólnie żyć na nowym świecie?
Idąc szybko przed siebie, dziewczyna  nie zauważa urwiska. Nagle jej noga zawadza o kamień i Elsa z głośnym krzykiem leci w dół. Nie jest w stanie zareagować w żaden sposób. Jest sparaliżowana strachem. Zaciska oczy, czekając na uderzenie. Nic takiego jednak się nie dzieje. Dziewczyna czuje, jak czyjeś ramiona oplatają się wokół jej ramion i ochraniają ją przed upadkiem. Elsa już chce podziękować Mice za ratunek, kiedy słowa zamierają jej na ustach. Nawet w słabym blasku księżyca jest w stanie dostrzec delikatne rysy jego twarzy i blask w szaro-niebieskich oczach. Dziewczyn jest bliska kolejnego krzyku i gdyby tylko mogła, z pewnością zaczęłaby wrzeszczeć. 
- Jack... - udaje jej się wyszeptać, a po policzkach spływają jej kolejne łzy. - Masz skrzydła... Jesteś Aniołem? Czy ja umarłam?
Elsa ma rozmazany od łez wzrok, ale i tak umie wyczuć, że chłopak się uśmiecha. 
- Nie, nie umarłaś. Nie pozwolę ci mnie opuścić. Jeszcze nie teraz.

---------------------------------------
Hej :)
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście, bo nie zamierzam porzucić Jelsy... W każdym razie nie w najbliższym czasie.
Rzecz w tym, że wpadłam niedawno (teraz) na zupełnie inny motyw historii. Wiem, że strasznie kręcę, jeśli chodzi o historię już teraz, ale po prostu mnie od środka ten pomysł niszczy xD 
Obecną historię dokończę, więc się nie bójcie i to przejście w inny świat będzie nawet spójne. Mam tylko ciekawy pomysł na coś zupełnie innego niż dotychczas i stąd moje pytanie: czy jesteście czymś takim zainteresowane?
Tymczasem do usłyszenia ;*

czwartek, 26 listopada 2015

Księga III, Rozdział II

Światło


- Myślicie, że jeśli teraz bym się poślizgnął, to zostałoby coś ze mnie?
Jack, Kuru oraz Semi wolnym krokiem przechodzą po cienkiej krawędzi nad stromym urwiskiem - jedyną drogą do świata śmiertelników. 
- Myślę, że byłbyś mokrą plamą - ucina krótko Semi i porusza się wolno naprzód. 
- Zgadzam się z Semi - wtóruje jej Kuru. - Nie możemy tutaj używać skrzydeł, więc lepiej skup się na tym, co robisz.
- Tak jest, wasza wysokość - odpowiada ze złośliwym uśmieszkiem Jack. Kuru posyła mu jedynie ostrzegawcze spojrzenie. Nienawidzi, kiedy zwraca się do niej jak do księżniczki, którą z resztą jest.
- Uważaj, Frost - syczy, unikając ruchomego kamienia. - Jeden nieostrożny ruch i przez nieuwagę mogę cię zrzucić w przepaść.
Jack śmieje się cicho, ale nic więcej nie mówi, dopóki cali i zdrowi nie docierają do Granicy. Przed nimi rozpościerają się białe chmury, a dalej, pod nimi, pola i lasy.
- Co dalej? - pyta niespokojnie Semi, zerkając to na Kuru, to na Jack'a.
- Skaczemy - postanawia twardo księżniczka i robi krok w przód. Zanim Semi zdąży chwycić jej płaszcz, dziewczyna leci w dół.
- To mi się podoba! - wykrzykuje Jack i idzie w ślady przyjaciółki. Semi waha się najdłużej. Niepewnie przestępuje z nogi na nogę, aby w końcu z głośnym wrzaskiem wskoczyć w puch chmur. 

- Żyję? Czy nie? Bo już sam nie wiem, co się ze mną dzieje.
Jack z uśmiechem podnosi się z ziemi. Stara się utrzymać na nogach, ale po chwili traci równowagę i znów ładuje na trawie.
- Nie sądzę, że skakanie z prosto z Nieba było dobrym pomysłem - jęczy Semi, wisząc na gałęzi jednego z drzew.
- Przynajmniej dostaliśmy się tutaj szybciej - zauważa Kuru, która na swoje nieszczęście wyładowała w niewielkim leśnym stawie. - Pytanie tylko, gdzie dokładnie jesteśmy.
- A bo ja wiem? - odpowiada Jack, nadal głupkowato się śmiejąc. - Wiem tylko, że strasznie chcę to powróżyć.
- Jak załatwimy, co mamy do załatwienia, to będziesz mógł walić twarzą w ziemię ile tylko dusza zapragnie - Kuru marszczy brwi. - Najpierw jednak musimy znaleźć Demony.
- Wiemy chociaż, gdzie ostatnio się pokazały? - wzdycha zrezygnowana Semi. 
- W jakimś królestwie... Amerdele?
- Arendelle - automatycznie poprawia ją Jack i spuszcza wzrok.
- Wiesz, gdzie to jest?
- Tak... Ale wolałbym tam nie iść. To skomplikowane.
Kuru podchodzi do chłopaka i patrzy na niego gniewnie. 
- Od tego zależy powodzenie misji. Musimy to zrobić. Jack, zaprowadź nas tam.
Chłopak zaciska dłonie w pięści. Elsa. Czy to możliwe, że zginęła? Że po tym wszystkim spotkał ją koniec z rąk Demonów? Ale co go to obchodzi! On już zrozumiał. Zrozumiał, że Elsa jest tylko człowiekiem, a nawet jeśli umrze, to nigdy nie będzie dane im się spotkać. 
Jack zamyka powieki i przygryza wargę.
- Dobrze, zrobię to.


Ziemia


Elsa postanowiła przejść się po lesie nieco dalej niż zwykle. Miała już dość bezczynnego siedzenia, a spacer dobrze jej zrobi. Nie odchodzi jednak zbyt daleko obozu, kiedy słyszy w krzakach pękającą gałąź i przyciszone głosy. Dziewczyna z przestrachem wyczarowuje w swojej dłoni niewielki sopel. W ciągu tego czasu ukrywania się, zdążyła opanować większość sztuczek przy pomocy swojej mocy. 
Elsa zbiera się w sobie i posuwa się do przodu, kiedy nagle zza drzew wychodzą trzy osoby, dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Na oko wszyscy nie mogą mieć więcej niż 19 lat. 
- Zawsze musisz coś spaprać - wzdycha dziewczyna i wali jednego z chłopaków w głowę. Ten odskakuje z krzykiem.
- Nienawidzę kiedy to robisz - wyznaje i masuje bojące miejsce. W tym momencie wszyscy zwracają się w stronę Elsy. Dziewczyna uśmiecha się.
- To ty jesteś królową Arendelle, prawda? 
- Czego chciecie? - przerywa jej wrogo nastawiona Elsa. - Kim jesteście?
- Mika pewnie zdążył cię nastawić przeciw nam, ale uwierz, że nie mamy złych zamiarów.
- Demony - szepcze Elsa i robi krok w tył. Jeden z chłopaków kręci głową z politowaniem.
- Mówiłem, że rozmowa nic nie da.
Dziewczyna marszczy brwi.
- To się jeszcze okaże. Ja jestem Kira. Ten, który oberwał, to Tarel. Ten drugi nazywa się Marss. Tak, jesteśmy Demonami, ale przynajmniej nas wysłuchaj...
- Czego chcecie? - pyta dalej Elsa, nie opuszczając broni.
- Jesteśmy tu, by...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - odzywa się Tarel, ale Marss błyskawicznie go ucisza.
Kira wzdycha i patrzy na Elsę z powagą.
- Chcemy raz na zawsze zniszczyć wszystkie Wymiary.



niedziela, 22 listopada 2015

Księga III, Rozdział I

Światło


"Świat nie jest tylko tym, co sami widzimy. Świat to nie jest tylko życie, powietrze, codzienna kawa czy śpiew ptaków. Świat nie kończy się na życiu i śmierci. Jeśli tylko się chce, można wyciągnąć rękę i otworzyć drzwi ku nowym odkryciom. 
Ludzi są ślepi. Ja też byłem. Ale tamto oderwanie od rzeczywistości otworzyło mi oczy. Jesteśmy jedynie jednostkami, pionkami. Nic od nas nie zależy. Nie mamy wpływu na swój los. Mój przewidział już dawno, że Elsa nie jest mi przeznaczona. Teraz to wiem. Teraz widzę, że cierpiałem na darmo. Początkowo twierdziłem, że to miłość. Teraz widzę, że miłość to uczucie przyziemne, ograniczające nas i nasze życie. Uwolniłem się od tego.
W końcu mogę być wolny.
I choć wszyscy żyjemy w jednym świecie, to oddzielają nas trzy Wymiary. Ja należę do tego postawionego najwyżej. Zostałem Aniołem i teraz Niebo jest moim domem. To życie , którego od zawsze pragnąłem."

- Jack! Jeśli się nie sprężysz, to sama tam do ciebie wejdę i skopię ci dupę!
Chłopak siedzący na gałęzi uchyla lekko jedną powiekę. Jego nieco przydługie białe włosy powiewają przy najmniejszym powiewie wiatru. Ma niebieską bluzę i szare oczy. 
- Nie musisz się tak drzeć, Semi. Poza tym to ja prędzej bym cię stąd zrzucił niż ty mnie.
U stóp drzewa stoi wściekła dziewczyna. Brązowe włosy jak zwykle są idealnie zaczesane w tył, a w czekoladowych oczach można dostrzec wrogość.
- Dobrze wiesz, że księżniczka nie pochwala spóźnień.
- Mówiłam ci już przecież, żebyś mówiła do mnie Kuru.
Zza pleców Semi wyłania się drobna dziewczynka. Ma krótkie blond włosy, fioletowe oczy, a jej głowę zdobi korona. Jack na jej widok błyskawicznie zeskakuje na ziemię.
- Wasza wysokość! Wybacz nam, że nie stawiliśmy się o czasie... - zaczyna niepewnie Semi, ale dziewczynka jej przerywa. 
- Jestem Kuru. Przeliterować ci to? Poza tym, to nic się nie stało. Chciałam po prostu z wami porozmawiać.
Jack uśmiecha się głupkowato i opiera ramieniem o pień drzewa. 
- Co więc cię do nas, zwyczajnych z ludu, sprowadza?
- Demony naruszyły granicę świata ludzi.
Jack klnie cicho, a Semi krztusi się powietrzem.
- Wasza Wysokość żartuje, prawda?
- Niestety mówię śmiertelnie poważnie - odpowiada Kuru, zaciskając dłoń na rękojeści swojego miecza. - Moi rodzice są zaniepokojeni, wszędzie panuje nerwowa atmosfera. Przybyłam tu do was jako przyjaciółka, a nie księżniczka. Proszę, pomóżcie mi.
- Chcesz na własną rękę sprawdzić granice? - pyta z niedowierzaniem Jack, a księżniczka jedynie skina głową. 
- Muszę w tym celu zejść na Ziemię, ale nie dokonam tego bez nas.
- Dobrowolne zejście jest hańbą dla Anioła - mówi nerwowo Semi i rozgląda się panicznie. - Jesteś pewna?
Kuru mierzy ją zdecydowanym spojrzeniem.
- Nie mam wyjścia, Semi. Pytam tylko, czy mogę na was liczyć.
Jack uśmiecha się pod nosem.
- Jesteś szalona, ale zawsze będę po twojej stronie.
Semi podchodzi do dwójki przyjaciół, a jej oczy lśnią podekscytowaniem.
- Kiedy zaczynamy?


Ziemia


"Długo zajęło mi pogodzenie się z odejściem Jack'a. Nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś będę mogła się uśmiechać czy poruszać. Zmieniło się to miesiąc po śmierci Jack'a. Marceli, Sindbad i Jim wrócili do szkoły, Wanda wraz z bratem gdzieś zniknęli, Jafar zdecydował się zostać u boku Lokiego, a Shana z Izayą wrócili na jej planetę. Drużyna przyjaciół się rozpadła. Ja odnalazłam mój dawny dom, Arendelle. Anna nie posiadała się z radości, wszyscy świętowali. Tylko ja nie. Dopóki na nasz dwór nie zawitał pewien szlachcic. Był wysoki, przystojny i rzeczowy. Różnił się od Jack'a, ale jednocześnie strasznie mi go przypominał. Przedstawił się jako Mikaela Hyakuya, wysoko postawiony w wampirzym rodzie. Coś mnie w nim zaciekawiło. Więc kiedy moje państwo zostało zaatakowane, uwierzyłam mu, gdy kazał podążać za sobą. Mówił, że mój kraj jest spisany na straty. Zostaliśmy zaatakowani przez Demony, odrębną rasę z trzeciego Wymiaru. Nie rozumiałam. Mikaela wywiózł mnie i Anię za miasto, do pobliskiego lasu. Kazał nam się nie wychylać i zostać w cieniu. Wszystko się zmieniło. Ja rownież."

Elsa już kolejną noc z rzędu obserwuje księżyc, nie mogąc zasnąć. Już od pół roku ukrywają się w lesie, nie robią niczego ryzykownego. Po prostu podkulają ogon. Jak tchórze.
- Znowu nie możesz spać? 
Obok dziewczyny siada wysoki blondyn z tajemniczymi, błękitnymi oczami. W blasku księżyca błyszczą jego kły.
- Ty też nie, Mikaela? - Elsa odpowiada pytaniem na pytanie. Chłopak parska śmiechem.
- Jestem Mika, mam ci to kolejny raz powtórzyć? 
Elsa cicho chichocze. 
- Teraz chyba już zrozumiałam.
Chwilę trwa niezręczna cisza, którą w końcu przerywa dziewczyna.
- O co w tym wszystkim chodzi. Możesz mi wytłumaczyć?
- Co konkretnie chcesz wiedzieć - Mika marszczy brwi.
- Na przykład... O co chodzi z Wymiarami? I dlaczego ten trzeci zniszczył moje królestwo?
- Wymiary istniały już na samym początku stworzenia świata. Oczywiście w galaktyce istnieje mnóstwo planet, ale zawsze będą na nich trzy Wymiary. Pierwszym z nich jest wymiar Aniołów. Są to istoty czyste i nieskazitelne. Przynajmniej z pozoru. Drugim jest nasz, ludzi, którzy nie mają pojęcia o istnieniu podziału świata. Natomiast trzeci zamieszkują istoty, zwane Demonami. One są najniebezpieczniejsze. Nieprzewidywalne, brutalne i sprytne. Nie wiem jeszcze, dlaczego przypuścili atak na nasz Wymiar. Możliwe, że mają w tym ukryty motyw. W każdym razie, Wymiary połączone są w specjalny, specyficzny sposób. Każdy człowiek po śmierci w swoim Wymiarze zostaje poddany próbie. Zależnie od tego, jak ją przejdzie, trafia do pierwszego lub trzeciego Wymiaru i staje się istotą nieśmiertelną. Tak pokrótce wygląda nasz świat.
Elsa w trakcie całego monologu Miki siedziała cicho. Teraz wpatruje się w niego z niesamowitym spokojem.
- Każda istota staje się po śmierci nieśmiertelna?
- Tak - potwierdza chłopak, opierając się o pobliskie drzewo. - Nieważne, kim byłaś tutaj. Zostaniesz istotą niepodległą śmierci.
Ale dziewczyna nie słuchała już jego słów. Skupiła się jedynie na tym, że Jack cały czas może żyć. Może ją obserwować i czekać na następnie spotkanie.
"Poczekaj, Jack. Już niedługo cię odnajdę."

-------------------------------------
Jak czytałyście powyżej, wkraczamy w nowy etap. Stwierdziłam, że na tym blogu będziecie mogły wspólnie z bohaterami przezywać wszystkie możliwe historie. Śmierć Jack'a była pretekstem do wkroczenia w kolejną. Mam nadzieję, że wciąż będziecie śledzić przygody Elsy i Jack'a i wspólnie z nimi odkrywać samego siebie.






piątek, 20 listopada 2015

Księga II, Rozdział VIII (koniec)

Odejście Jacka wszystkich bardzo dotknęło, ale najbardziej Elsę.
Kiedy cała grupa wróciła do Asgardu, oczekujący ich Loki powitał ich w progu. Jego początkowy uśmiech zniknął, gdy dostrzegł ciało chłopaka, niesione przez Sindbada. Nikt nie świętował odzyskania królowej Arendelle. Wszyscy zebrali się przy martwym Jack'u, starając się powstrzymywać napływające do oczu łzy. Próbowali go ożywić. Na wszelkie możliwe sposoby.
Nic nie pomogło.

- To moja wina - mówi cicho Shana, trzymając w ręce dłoń chłopaka. Po jej policzkach płyną łzy. - Gdybym tylko to lepiej zaplanowała...
- Nie mogłaś tego przewidzieć - Izaya kładzie rękę na jej ramieniu i ściska je pocieszająco. 
- Strasznie chciał to zrobić - odzywa się Loki, zagryzając zęby. - Ostrzegał, że coś może pójść nie tak, ale to nie wchodziło w grę! Czemu pozwoliłem mu tam iść?!
Przez cały dzień w zamku panuje grobowa atmosfera. A Elsa ku zdumieniu wszystkich zamknęła się w swojej komnacie. Nie wyszła ani razu, żeby zobaczyć swojego ukochanego. Shana kilkakrotnie pukała do jej drzwi, nie uzyskała odpowiedzi. 

Elsa siedzi na łóżku, skryta pod kołdrą. W ręce ściska jeden przedmiot: bransoletkę z serduszkiem. Jack dał jej ją, kiedy ta miała jeszcze osiem lat. Obiecał, że kiedyś wręczy jej podobną, wraz ze swoim prawdziwym sercem.
Kłamał.
Dziewczyna nie liczy już łez. Płacze, nie zważając na wszystko inne. Jakby straciła własne serce. Jakby już nigdy miała się nie uśmiechnąć.
- Obiecałeś... - szepcze i chowa twarz w dłoniach.
Przed oczami widzi jedynie jego uśmiech.
W głowie słyszy jedynie jego głos.
W duszy ma jedynie jego miłość.
- Elsa.
Głos rozchodzi się echem w jej umyśle.
- Elsa.
Usta układają się w niemy krzyk tęsknoty.
- Spójrz na mnie.
Dziewczyna błyskawicznie zrywa się z łóżka. Jej oczy wciąż są załzawione i czerwone, ale i tak go dostrzega.
W blasku księżyca jego skóra lekko się mieni. Przezroczysta prawie dłoń jest wyciągnięta w jej kierunku. Na twarzy ten sam uśmiech, który zapamiętała.
- Jack - szepcze, co skutkuje kolejną falą płaczu. - Jack...
- Wybacz mi - przerywa jej chłopak i delikatnie chwyta jej dłoń. Elsa ma wrażenie, jakby muskał ją wiatr. - Dałem ciała - śmieje się cicho. Dziewczyna nie może oderwać wzroku od jego oczu.
- Dlaczego? - pyta ledwie słyszalnym głosem. Jack uśmiecha się do niej i delikatnie ociera łzy z jej policzka.
- Przepraszam - powtarza chłopak. - Miałem być przy tobie zawsze. Wspierać cię, kochać, po prostu być. Po to tylko, by pewnego dnia zadać to jedyne pytanie. Chciałem przeżyć z tobą całe życie. Ale jak zwykle musiałem coś schrzanić. Patrzenie na twój ból to jedyne, czego nie mogę znieść.
- Idioto - mówi i wspina się na palce. - Znowu mnie zawiodłeś.
Ich wargi ocierają się o siebie, dziewczyna czuje na twarzy jego mroźny oddech. Łzy płyną, kiedy stoją tak, złączeni w pocałunku. Kiedy w końcu się odrywają, Jack znów chwyta jej dłoń. 
- Popełniłem tak wiele błędów, ale najgorszym było nie spędzanie z tobą każdej sekundy mojego życia.
Kryształowe łzy chłopaka spadają na ziemię.
- Obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz - wyrywa mu się. Elsa zaciska powieki.
- Nigdy nie zapomnę - obiecuje i wtula się w jego pierś.
- Marceli się tobą zaopiekuje - głos Jack'a staje się zniekształcony, dziewczyna podnosi na niego wzrok. Z przerażeniem stwierdza, że chłopak zaczyna znikać.
- Nie rób mi tego - prosi panicznie, a Jack jedynie się uśmiecha.
- Pamiętaj, że byłaś moim jedynym szczęściem. Że żyłem tylko dzięki myśli, że kiedyś znowu cię zobaczę. Że będę mógł znowu objąć cię i przytulić do siebie.
Ramiona chłopaka znikają, zostaje oo nich jedynie mgła i wspomnienie.
- Niektórzy nigdy się nie zmienią... Pamiętaj o tym. Masz jeszcze szansę na normalne życie. Ja swoją straciłem. Nie pozwolę, żeby to spotkało też ciebie. Pamiętaj, że zawsze będę obok. Żegnaj, najdroższa. Zawsze będę cię kochać. Cokolwiek robiłem czy mówiłem było tylko dla twojego dobra. Wiem, jak bardzo to boli. Ale z czasem się przyzwyczaisz. Znienawidzisz mnie za to, co zrobiłem. To tylko kwestia czasu.
Chłopak uśmiecha się ostatni raz 
- Będę za tobą tęsknić. Za twoim głosem, uśmiechem, dotykiem. Za całą tobą. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i to się nigdy nie zmieni. Ale to odpowiedni czas, by powiedzieć: do widzenia. Nie mogę dłużej przy tobie być.
Elsa ściska w dłoniach znikającą bluzę Jack'a.
- Kocham cię, Elso. Wiem, czego chcę. Twojego szczęścia. A ja jestem jego zupełnym przeciwieństwem. To przeze mnie zawsze cierpiałaś. Przepraszam. Ale to już ostatni raz. Obiecuję. Już nigdy więcej nie sprawię ci bólu. To taki jakby list pożegnalny. Gdy następnym razem się zobaczymy, znowu ci o tym przypomnę. Już cię nie zranię. Przepraszam cię...
Ciało chłopaka rozpada się w chwili wypowiedzenia ostatniego zdania. Elsa upada na kolana, trzymając coś w dłoni. To bransoletka. Zostawił ją po sobie. Dziewczyna unosi wzrok, mając nadzieję, że chłopak wróci. Ale został po nim jedynie zimny pokój. Bez miłości. Bez wspomnień. Bez niego.
Z gardła dziewczyny wydobywa się krzyk. Przepełnia ją całą, duszę i ciało. Wkłada w niego wszystkie uczucia. W to jedno słowo, w tą jedną emocję.
Przepraszam.
Nigdy nie zapomnę.





Kocham cię. 



wtorek, 3 listopada 2015

Księga II, Rozdział VII

Nikt nie wziął udziału w konkursie ;-;
W odwecie proszę bardzo, czytajcie i cierpcie jak ja ;_;


Śmierć jest szybka, życie długie. Śmierć prosta, życie wręcz przeciwnie. A jednak miedzy nimi jest cienka granica. Kto raz ją przekroczy, nie ma prawa wrócić. Najgorsze jest jednak cierpienie, jakie wtedy po sobie zostawiamy. Cierpienie naszych bliskich.

Następnego dnia z samego rana Shana budzi wszystkich członków drużyny i zbiera ich na środku polany.
- Jezu, ty naprawdę masz nie po kolei w głowie - jęczy Sindbad, przecierając zaspane oczy. - Przecież nawet słońce jeszcze nie wstało.
Dziewczyna patrzy na niego groźnie, ale zbywa uwagę.
- Chciałam was tylko zapytać, czy naprawdę chcecie w to wszystko wchodzić - mówi cicho Shana i patrzy na każdego z nich po kolei. - Lodowe Olbrzymy znają nasz plan i z pewnością to na Ziemi dojdzie do ostatecznej bitwy. Może dzisiaj, może za tydzień. My jednak nie możemy czekać, aż nas zaatakują. Musimy odzyskać Elsę tak szybko, jak to tylko możliwe. Wydaje mi się, że zwykłe zaklęcia powinny wystarczyć. Kiedy jednak razem z Wandą zaczniemy czarować, nie będziemy mogły przerwać. W przeciwnym razie może dojść do... śmierci którejś z nas, a może nawet samej Elsy. Nie możemy na to pozwolić. Dlatego zadaniem reszty będzie obrona naszej trójki przed ewentualnym zagrożeniem. Dlatego pytam jeszcze raz: czy jesteście gotowi na coś takiego?
- Zastanawiam się, ile jeszcze razy będziesz pytać - wzdycha Jack i podnosi z ziemi swoją torbę. - Już bardziej gotowy nie będę.
Pozostali idą za jego przykładem. Kiedy Izaya jako ostatni zarzuca na ramiona swoją kurtkę, Shana uśmiecha się do siebie.
- W takim razie chodźmy i skopmy dupę tym...
- Przy mamusi też się tak wyrażasz? - pyta zaczepnie Marshall i po chwili dostaje w twarz torbą czerwonowłosej. - A to za co?
- Doskonale wiesz za co. A teraz idziemy. Musimy wykonać naszą robotę.
Po chwili wszyscy znikają w lesie, nie zostawiając na polanie żadnych śladów swojej obecności.

- Elsa! Do cholery, gdzie jesteś?
Przebiegając przez pełen ludzi korytarz, rozpędzona Roszpunka wpada na blondynkę z takim impetem, że obie lecą na ziemię. Po kilku jękach bólu Elsa patrzy wściekle na przyjaciółkę, masując sobie głowę.
- O co chodzi? - pyta markotnie, dźwigając się na nogi.
- Marshall chce z tobą porozmawiać - oznajmia Roszpunka i otrzepuje się z nieistniejącego kurzu. - Czeka na ciebie na tylnym dziedzińcu.
- Wiesz o co mu może chodzić? - Elsa marszczy brwi i patrzy w stronę tylnych drzwi wyjściowych.
- Nie mam pojęcia. Prosił tylko, żebym cię do niego przysłała. Nic więcej nie wiem.
Elsa wzdycha przeciągle i zaczyna iść w kierunku wskazanym przez przyjaciółkę. "Kiedyś go uduszę, przysięgam" myśli i otwiera drzwi silnym pchnięciem. Na zewnątrz rzeczywiście stoi chłopak, kopiąc butem w ziemi.
- Czego chcesz? - pyta prosto z mostu dziewczyna i staje tuż przed Marcelim. Ten jedynie uśmiecha się pod nosem.
- Ale milutka... Nieważne, w każdym razie mam do ciebie pewną niecierpiącą zwłoki sprawę - oznajmia chłopak i rozgląda się dookoła. Kiedy się upewnia, że nikt nie jest w stanie ich zobaczyć, znów patrzy na dziewczynę. - Z góry przepraszam.
Błyskawicznie obejmuje ją w pasie, odpycha się nogami od ziemi i... wzbija się w powietrze! Elsa jest zbyt zszokowana, żeby zacząć krzyczeć, nie może wydobyć z normalnego zdania.
- Co... ty... - charczy, ale po chwili milknie. Kiedy wznieśli się na dostateczną wysokość, Marshall obiera zupełnie inny kierunek.

- Lecą! - krzyczy nagle Jim, wskazując na czarną kropkę na niebie, która w zbliżała się do grupy w dość szybkim tempie.
- Szybko! Przygotujcie się! Olbrzymy mogą się tutaj znaleźć w każdej chwili! - ostrzega Shana i staje po jednej ze stron ogromnego kręgu, narysowanego kredą na dachu opuszczonego budynku. Wanda staje naprzeciw niej. Nieco dalej Sindbad i Izaya patrolują okoliczny teren z góry, Pietro pobiegł rozejrzeć się dookoła.
Nagle tuż obok Shany lądują Marceli z przewieszoną przez ramię Elsą.
- Zemdlała po drodze - tłumaczy chłopak i kładzie królową na środku koła. Po chwili pojawia się przy niej zmartwiony Jack.
- Elsa...
- Spokojnie. Przywrócimy jej pamięć - zapewnia go Shana i delikatnie ściska ramię chłopaka. - A teraz do roboty. Jak tylko zaczniemy wypowiadać słowa zaklęcia, możemy przyciągnąć uwagę Olbrzymów. Przygotujcie się! Wanda, teraz!
Dziewczyny zamykają oczy, szepcząc pod nosem słowa zaklęcia, które najpierw wytworzyło wokół nieprzytomnej Elsy różowawe pole siłowe, a potem zaczęło zachodzić mgłą.
- Nic jej nie będzie? - pyta przerażony chłopak, wciąż patrząc na ukochaną.
- Jack! Ogarnij się! - wrzeszczy na niego Marceli, szarpiąc go gwałtownie w tył. - Nadlatują te cholerstwa!
Białowłosy patrzy na niebo, na którym zaczynają pojawiać się pierwsze kropki. Już po chwili wokół aż roi się od lodowych stworów.
- Od kiedy oni potrafią latać? - pyta Izaya z głupawym wyrazem twarzy.
- Urosły im skrzydełka! - Sindbad usilnie stara się powstrzymać chichot, ale w końcu wybucha niekontrolowanym śmiechem.
- To takie zabawne?! - wrzeszczy na niego Pietro, który chwilę temu pojawił się przy nich. - Jak dostaniesz w mordę, to potem nie rycz...
- Oj dziewczynki, dziewczynki. Obie jesteście ładne. A teraz macie tam pójść i rozwalić parę pokracznych brył lodowych - przerywa im Izaya i sam usuwa się w cień.
- To do roboty! - zarządza Jack i jako pierwszy rzuca się do walki. Zaraz za nim rusza cała reszta.
Shana w tym czasie usilnie skupia się na kolejnych słowach zaklęcia. Przywołuje w umyśle Elsy kolejne obrazy, związane z jej przeszłością. Jack'a, Lokiego, jej królestwo i "siostrę" Annę.
- Pospieszcie się! - słyszy nagle wściekły głos Sindbada. - Jeśli umrę, to osobiście was zabiję!
- Zamknij się i walcz! - wrzeszczy na niego Jim i kolejny raz celnie strzela w Lodowego Olbrzyma. Czerwonowłosa uśmiecha się delikatnie. Przynajmniej zaczęli współpracować. 
Nagle ciało Elsy lekko się porusza. Jej powieki unoszą się, a w oczach można dostrzec zrozumienie.
- Jeśli chcecie nam pomóc, to teraz jest najlepsza okazja - komentuje Izaya, wycofując się minimalnie.
- Marudzisz - śmieje się Shana, przerywając zaklęcie. Elsa zdaje się wszystko pamiętać, bo pierwsze, co robi, to rzuca się Jack'owi na szyję, przez co tamten niemal obrywa w głowę lecącym głazem. 
- Przepraszam - szepcze dziewczyna, a ten jedynie się uśmiecha.
- Nie masz za co. 

Walka nie trwa długo. Elsa rzeczywiście rozprawia się z atakującymi i wygrywa bitwę niemal w pojedynkę. Nikt jednak nie przewidział planu awaryjnego od strony wroga. Zza drzewa nagle wyłania się doskonale zamaskowany Gigant, który rzuca w odsłoniętą dziewczynę lodowym soplem. Shana nie zdąża krzyknąć. Dźwięk przeszywanego ciała mrozi wszystkich. Jednak to nie Elsa oberwała. W ostatniej chwili Jack zakrył ją swoim ciałem. Sprawca został szybo "unieszkodliwiony" przez Wandę, niestety jest już za późno. Czerwona plama na bluzie chłopaka powiększa się z każdą chwilą. W oczach Elsy nie ma nic, prócz przerażenia.
- Jack!
Dziewczyna łapie opadającego Jack'a w ramiona i przyciąga go do siebie. Chłopak uśmiecha się lekko.
- Nie płacz - szepcze słabym głosem i chwyta dłoń dziewczyny. - Tyle czekałem, by móc zobaczyć twój uśmiech. Chcę go zapamiętać.
- Ocalę cię - powtarza w kółko Elsa. - Przeżyjesz. Nie umrzesz.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną - odpowiada Jack, zamykając powieki. - Zawsze będę cię kochać.
Elsa wrzeszczy z rozpaczy, a łzy spływają po jej policzkach. Nachyla się jeszcze i całuje zimne usta ukochanego. Martwe wargi nie oddają pocałunku.



Na tej twarzy już nigdy nie pojawi się uśmiech.

czwartek, 8 października 2015

Miniaturka#1

Oto specjalny Rozdział Halloweenowy!!!

Elsa z uśmiechem wnosi do sali tronowej wielką, pomarańczową dynię i patrzy na nią z uśmiechem. Już za kilka godzin rozpocznie się bal Halloweenowy dla jej przyjaciół i bliskich.
Nagle przez drzwi wpada Jack, niemal tratując stojącą na środku sali dziewczynę.
- Na litość boską! - wrzeszczy Elsa i odsuwa się od chłopaka. - Czy ty na serio nie masz rozumu?!
Jack jedynie wybucha śmiechem i przytula do siebie dziewczynę. Elsa jest zbyt zdziwiona, żeby zareagować. 
- Nie mogę się doczekać wieczoru - szepcze jej na ucho, po czym znika tak szybko jak się pojawił.
Dziewczyna kręci jedynie głową i wraca do swojej komnaty. Przez następne kilka godzin przygotowania wrą w najlepsze. 
Kiedy tylko słońce zachodzi, Elsa wychodzi na korytarz. Ma na sobą kruczoczarną suknię, która ciągnie się za nią. Z lewej strony twarzy ma namalowaną na czarno pajęczynę. Włosy przyprószone są czarnym brokatem, a na nogach ma niewielkie czarne pantofle.
- Elsa!
Kobieta odwraca się dokładnie w tym momencie, kiedy Anna rzuca się jej na szyję. Młodsza z sióstr ma twarz pomalowaną na jasno niebiesko i narysowane niewielkie szwy. Ma na sobie łachmany, najprawdopodobniej wyciągnięte z odmętów szafy.
- Wyglądasz niesamowicie! - wykrzykuje Ania i uśmiecha się promiennie. - Skąd ty to wytrzasnęłaś?!
- Ja... - zaczyna Elsa, ale przerywa jej gwałtowny huk i czyjś krzyk. Anna błyskawicznie biegnie w tamtą stronę i pomaga wstać obolałemu Krissowi.
- Uważałbyś trochę - karci go ruda i poprawia jego niebieską szatę.
- Przebranie boga mórz raczej nie wypali - wzdycha chłopak i zerka na swoje sanie, które ciągnie Sven, przebrany za delfina.
- Dramatyzujesz - odpowiada Ania i ciągnie go w kierunku sali. Elsa jedynie cicho się śmieje i podąża za nimi. 
W sali tronowej wszystkie okna są pozasłaniane, a wokół zapalone są niewielkie świeczki. Na stołach roi się od niesamowicie wyglądających dań, a przybyli goście zaczynają oswajać się z panującą tu atmosferą. Elsa dostrzega pierwsze znajome twarze. Przy stołach z jedzeniem stoi Sindbad (nieudolnie przebrany za obwieszonego świecidełkami cesarza) oraz Jim w stroju pirata. Po chwili dołącza do nich mumia - Jafar i w trójkę zaczynają wypatrywać przedstawicielki płci przeciwnej. Wanda (w stroju czarownicy) i Pietro (chyba jest zombie) powoli suną po parkiecie, cicho o czymś rozmawiając. Pod ścianą stoi Shana z upiętymi wysoko włosami i w czarnym stroju. Mocny makijaż podkreśla jej zimne spojrzenie. Po jakimś czasie dołącza do niej Izaya (jego jedynym strojem jest maska, zakrywająca pół twarzy) i prosi dziewczynę do tańca.
- Może my też zatańczymy?
Elsa zerka w stronę, z której dochodzi głos i wybucha śmiechem. Tuż obok stoi Jack z narzuconym na głowę prześcieradłem.
- Nigdy bym cię nie poznała - stwierdza dziewczyna po otarciu łez.
- Nie ładnie jest się naśmiewać - odpowiada naburmuszony Jack i wygląda spod prześcieradła. - Czy zrobiłem coś źle?
- Tak. Ubrałeś to na siebie.
Oboje cicho się śmieją. Po chwili Jack zbliża się do niej i uśmiecha się lekko. 
- Czy królowa wampirzego świata zechce obdarować pocałunkiem pokornego sługę?
Elsa rumieni się lekko.
- Jeśli takie jest jego życzenie...
Jack powoli nachyla się do dziewczyny i składa na jej ustach delikatny pocałunek. Elsa zamyka oczy i wzdycha z rozkoszy. 
Nigdy nie sądziła, że w Noc Duchów zazna takiej radości...