Nikt nie wziął udziału w konkursie ;-;
W odwecie proszę bardzo, czytajcie i cierpcie jak ja ;_;
Śmierć jest szybka, życie długie. Śmierć prosta,
życie wręcz przeciwnie. A jednak miedzy nimi jest cienka granica. Kto raz ją
przekroczy, nie ma prawa wrócić. Najgorsze jest jednak cierpienie, jakie wtedy
po sobie zostawiamy. Cierpienie naszych bliskich.
Następnego dnia z samego rana Shana budzi
wszystkich członków drużyny i zbiera ich na środku polany.
- Jezu, ty naprawdę masz nie po kolei w głowie -
jęczy Sindbad, przecierając zaspane oczy. - Przecież nawet słońce jeszcze nie
wstało.
Dziewczyna patrzy na niego groźnie, ale zbywa uwagę.
- Chciałam was tylko zapytać, czy naprawdę chcecie w to wszystko wchodzić - mówi cicho Shana i patrzy na każdego z nich po kolei. - Lodowe Olbrzymy znają nasz plan i z pewnością to na Ziemi dojdzie do ostatecznej bitwy. Może dzisiaj, może za tydzień. My jednak nie możemy czekać, aż nas zaatakują. Musimy odzyskać Elsę tak szybko, jak to tylko możliwe. Wydaje mi się, że zwykłe zaklęcia powinny wystarczyć. Kiedy jednak razem z Wandą zaczniemy czarować, nie będziemy mogły przerwać. W przeciwnym razie może dojść do... śmierci którejś z nas, a może nawet samej Elsy. Nie możemy na to pozwolić. Dlatego zadaniem reszty będzie obrona naszej trójki przed ewentualnym zagrożeniem. Dlatego pytam jeszcze raz: czy jesteście gotowi na coś takiego?
- Zastanawiam się, ile jeszcze razy będziesz pytać - wzdycha Jack i podnosi z ziemi swoją torbę. - Już bardziej gotowy nie będę.
Pozostali idą za jego przykładem. Kiedy Izaya jako ostatni zarzuca na ramiona swoją kurtkę, Shana uśmiecha się do siebie.
- W takim razie chodźmy i skopmy dupę tym...
- Przy mamusi też się tak wyrażasz? - pyta zaczepnie Marshall i po chwili dostaje w twarz torbą czerwonowłosej. - A to za co?
- Doskonale wiesz za co. A teraz idziemy. Musimy wykonać naszą robotę.
Po chwili wszyscy znikają w lesie, nie zostawiając na polanie żadnych śladów swojej obecności.
- Elsa! Do cholery, gdzie jesteś?
Przebiegając przez pełen ludzi korytarz, rozpędzona Roszpunka wpada na blondynkę z takim impetem, że obie lecą na ziemię. Po kilku jękach bólu Elsa patrzy wściekle na przyjaciółkę, masując sobie głowę.
- O co chodzi? - pyta markotnie, dźwigając się na nogi.
- Marshall chce z tobą porozmawiać - oznajmia Roszpunka i otrzepuje się z nieistniejącego kurzu. - Czeka na ciebie na tylnym dziedzińcu.
- Wiesz o co mu może chodzić? - Elsa marszczy brwi i patrzy w stronę tylnych drzwi wyjściowych.
- Nie mam pojęcia. Prosił tylko, żebym cię do niego przysłała. Nic więcej nie wiem.
Elsa wzdycha przeciągle i zaczyna iść w kierunku wskazanym przez przyjaciółkę. "Kiedyś go uduszę, przysięgam" myśli i otwiera drzwi silnym pchnięciem. Na zewnątrz rzeczywiście stoi chłopak, kopiąc butem w ziemi.
- Czego chcesz? - pyta prosto z mostu dziewczyna i staje tuż przed Marcelim. Ten jedynie uśmiecha się pod nosem.
- Ale milutka... Nieważne, w każdym razie mam do ciebie pewną niecierpiącą zwłoki sprawę - oznajmia chłopak i rozgląda się dookoła. Kiedy się upewnia, że nikt nie jest w stanie ich zobaczyć, znów patrzy na dziewczynę. - Z góry przepraszam.
Błyskawicznie obejmuje ją w pasie, odpycha się nogami od ziemi i... wzbija się w powietrze! Elsa jest zbyt zszokowana, żeby zacząć krzyczeć, nie może wydobyć z normalnego zdania.
- Co... ty... - charczy, ale po chwili milknie. Kiedy wznieśli się na dostateczną wysokość, Marshall obiera zupełnie inny kierunek.
- Lecą! - krzyczy nagle Jim, wskazując na czarną kropkę na niebie, która w zbliżała się do grupy w dość szybkim tempie.
- Szybko! Przygotujcie się! Olbrzymy mogą się tutaj znaleźć w każdej chwili! - ostrzega Shana i staje po jednej ze stron ogromnego kręgu, narysowanego kredą na dachu opuszczonego budynku. Wanda staje naprzeciw niej. Nieco dalej Sindbad i Izaya patrolują okoliczny teren z góry, Pietro pobiegł rozejrzeć się dookoła.
Nagle tuż obok Shany lądują Marceli z przewieszoną przez ramię Elsą.
- Zemdlała po drodze - tłumaczy chłopak i kładzie królową na środku koła. Po chwili pojawia się przy niej zmartwiony Jack.
- Elsa...
- Spokojnie. Przywrócimy jej pamięć - zapewnia go Shana i delikatnie ściska ramię chłopaka. - A teraz do roboty. Jak tylko zaczniemy wypowiadać słowa zaklęcia, możemy przyciągnąć uwagę Olbrzymów. Przygotujcie się! Wanda, teraz!
Dziewczyny zamykają oczy, szepcząc pod nosem słowa zaklęcia, które najpierw wytworzyło wokół nieprzytomnej Elsy różowawe pole siłowe, a potem zaczęło zachodzić mgłą.
- Nic jej nie będzie? - pyta przerażony chłopak, wciąż patrząc na ukochaną.
- Jack! Ogarnij się! - wrzeszczy na niego Marceli, szarpiąc go gwałtownie w tył. - Nadlatują te cholerstwa!
Białowłosy patrzy na niebo, na którym zaczynają pojawiać się pierwsze kropki. Już po chwili wokół aż roi się od lodowych stworów.
- Od kiedy oni potrafią latać? - pyta Izaya z głupawym wyrazem twarzy.
- Urosły im skrzydełka! - Sindbad usilnie stara się powstrzymać chichot, ale w końcu wybucha niekontrolowanym śmiechem.
- To takie zabawne?! - wrzeszczy na niego Pietro, który chwilę temu pojawił się przy nich. - Jak dostaniesz w mordę, to potem nie rycz...
- Oj dziewczynki, dziewczynki. Obie jesteście ładne. A teraz macie tam pójść i rozwalić parę pokracznych brył lodowych - przerywa im Izaya i sam usuwa się w cień.
- To do roboty! - zarządza Jack i jako pierwszy rzuca się do walki. Zaraz za nim rusza cała reszta.
Shana w tym czasie usilnie skupia się na kolejnych słowach zaklęcia. Przywołuje w umyśle Elsy kolejne obrazy, związane z jej przeszłością. Jack'a, Lokiego, jej królestwo i "siostrę" Annę.
- Pospieszcie się! - słyszy nagle wściekły głos Sindbada. - Jeśli umrę, to osobiście was zabiję!
- Zamknij się i walcz! - wrzeszczy na niego Jim i kolejny raz celnie strzela w Lodowego Olbrzyma. Czerwonowłosa uśmiecha się delikatnie. Przynajmniej zaczęli współpracować.
- Chciałam was tylko zapytać, czy naprawdę chcecie w to wszystko wchodzić - mówi cicho Shana i patrzy na każdego z nich po kolei. - Lodowe Olbrzymy znają nasz plan i z pewnością to na Ziemi dojdzie do ostatecznej bitwy. Może dzisiaj, może za tydzień. My jednak nie możemy czekać, aż nas zaatakują. Musimy odzyskać Elsę tak szybko, jak to tylko możliwe. Wydaje mi się, że zwykłe zaklęcia powinny wystarczyć. Kiedy jednak razem z Wandą zaczniemy czarować, nie będziemy mogły przerwać. W przeciwnym razie może dojść do... śmierci którejś z nas, a może nawet samej Elsy. Nie możemy na to pozwolić. Dlatego zadaniem reszty będzie obrona naszej trójki przed ewentualnym zagrożeniem. Dlatego pytam jeszcze raz: czy jesteście gotowi na coś takiego?
- Zastanawiam się, ile jeszcze razy będziesz pytać - wzdycha Jack i podnosi z ziemi swoją torbę. - Już bardziej gotowy nie będę.
Pozostali idą za jego przykładem. Kiedy Izaya jako ostatni zarzuca na ramiona swoją kurtkę, Shana uśmiecha się do siebie.
- W takim razie chodźmy i skopmy dupę tym...
- Przy mamusi też się tak wyrażasz? - pyta zaczepnie Marshall i po chwili dostaje w twarz torbą czerwonowłosej. - A to za co?
- Doskonale wiesz za co. A teraz idziemy. Musimy wykonać naszą robotę.
Po chwili wszyscy znikają w lesie, nie zostawiając na polanie żadnych śladów swojej obecności.
- Elsa! Do cholery, gdzie jesteś?
Przebiegając przez pełen ludzi korytarz, rozpędzona Roszpunka wpada na blondynkę z takim impetem, że obie lecą na ziemię. Po kilku jękach bólu Elsa patrzy wściekle na przyjaciółkę, masując sobie głowę.
- O co chodzi? - pyta markotnie, dźwigając się na nogi.
- Marshall chce z tobą porozmawiać - oznajmia Roszpunka i otrzepuje się z nieistniejącego kurzu. - Czeka na ciebie na tylnym dziedzińcu.
- Wiesz o co mu może chodzić? - Elsa marszczy brwi i patrzy w stronę tylnych drzwi wyjściowych.
- Nie mam pojęcia. Prosił tylko, żebym cię do niego przysłała. Nic więcej nie wiem.
Elsa wzdycha przeciągle i zaczyna iść w kierunku wskazanym przez przyjaciółkę. "Kiedyś go uduszę, przysięgam" myśli i otwiera drzwi silnym pchnięciem. Na zewnątrz rzeczywiście stoi chłopak, kopiąc butem w ziemi.
- Czego chcesz? - pyta prosto z mostu dziewczyna i staje tuż przed Marcelim. Ten jedynie uśmiecha się pod nosem.
- Ale milutka... Nieważne, w każdym razie mam do ciebie pewną niecierpiącą zwłoki sprawę - oznajmia chłopak i rozgląda się dookoła. Kiedy się upewnia, że nikt nie jest w stanie ich zobaczyć, znów patrzy na dziewczynę. - Z góry przepraszam.
Błyskawicznie obejmuje ją w pasie, odpycha się nogami od ziemi i... wzbija się w powietrze! Elsa jest zbyt zszokowana, żeby zacząć krzyczeć, nie może wydobyć z normalnego zdania.
- Co... ty... - charczy, ale po chwili milknie. Kiedy wznieśli się na dostateczną wysokość, Marshall obiera zupełnie inny kierunek.
- Lecą! - krzyczy nagle Jim, wskazując na czarną kropkę na niebie, która w zbliżała się do grupy w dość szybkim tempie.
- Szybko! Przygotujcie się! Olbrzymy mogą się tutaj znaleźć w każdej chwili! - ostrzega Shana i staje po jednej ze stron ogromnego kręgu, narysowanego kredą na dachu opuszczonego budynku. Wanda staje naprzeciw niej. Nieco dalej Sindbad i Izaya patrolują okoliczny teren z góry, Pietro pobiegł rozejrzeć się dookoła.
Nagle tuż obok Shany lądują Marceli z przewieszoną przez ramię Elsą.
- Zemdlała po drodze - tłumaczy chłopak i kładzie królową na środku koła. Po chwili pojawia się przy niej zmartwiony Jack.
- Elsa...
- Spokojnie. Przywrócimy jej pamięć - zapewnia go Shana i delikatnie ściska ramię chłopaka. - A teraz do roboty. Jak tylko zaczniemy wypowiadać słowa zaklęcia, możemy przyciągnąć uwagę Olbrzymów. Przygotujcie się! Wanda, teraz!
Dziewczyny zamykają oczy, szepcząc pod nosem słowa zaklęcia, które najpierw wytworzyło wokół nieprzytomnej Elsy różowawe pole siłowe, a potem zaczęło zachodzić mgłą.
- Nic jej nie będzie? - pyta przerażony chłopak, wciąż patrząc na ukochaną.
- Jack! Ogarnij się! - wrzeszczy na niego Marceli, szarpiąc go gwałtownie w tył. - Nadlatują te cholerstwa!
Białowłosy patrzy na niebo, na którym zaczynają pojawiać się pierwsze kropki. Już po chwili wokół aż roi się od lodowych stworów.
- Od kiedy oni potrafią latać? - pyta Izaya z głupawym wyrazem twarzy.
- Urosły im skrzydełka! - Sindbad usilnie stara się powstrzymać chichot, ale w końcu wybucha niekontrolowanym śmiechem.
- To takie zabawne?! - wrzeszczy na niego Pietro, który chwilę temu pojawił się przy nich. - Jak dostaniesz w mordę, to potem nie rycz...
- Oj dziewczynki, dziewczynki. Obie jesteście ładne. A teraz macie tam pójść i rozwalić parę pokracznych brył lodowych - przerywa im Izaya i sam usuwa się w cień.
- To do roboty! - zarządza Jack i jako pierwszy rzuca się do walki. Zaraz za nim rusza cała reszta.
Shana w tym czasie usilnie skupia się na kolejnych słowach zaklęcia. Przywołuje w umyśle Elsy kolejne obrazy, związane z jej przeszłością. Jack'a, Lokiego, jej królestwo i "siostrę" Annę.
- Pospieszcie się! - słyszy nagle wściekły głos Sindbada. - Jeśli umrę, to osobiście was zabiję!
- Zamknij się i walcz! - wrzeszczy na niego Jim i kolejny raz celnie strzela w Lodowego Olbrzyma. Czerwonowłosa uśmiecha się delikatnie. Przynajmniej zaczęli współpracować.
Nagle ciało Elsy lekko się porusza. Jej powieki unoszą się, a w oczach
można dostrzec zrozumienie.
- Jeśli chcecie nam pomóc, to teraz jest najlepsza okazja - komentuje
Izaya, wycofując się minimalnie.
- Marudzisz - śmieje się Shana, przerywając zaklęcie. Elsa zdaje się
wszystko pamiętać, bo pierwsze, co robi, to rzuca się Jack'owi na szyję, przez
co tamten niemal obrywa w głowę lecącym głazem.
- Przepraszam - szepcze dziewczyna, a ten jedynie się uśmiecha.
- Nie masz za co.
Walka nie trwa długo. Elsa rzeczywiście rozprawia się z atakującymi i
wygrywa bitwę niemal w pojedynkę. Nikt jednak nie przewidział planu awaryjnego
od strony wroga. Zza drzewa nagle wyłania się doskonale zamaskowany Gigant,
który rzuca w odsłoniętą dziewczynę lodowym soplem. Shana nie zdąża krzyknąć.
Dźwięk przeszywanego ciała mrozi wszystkich. Jednak to nie Elsa oberwała. W
ostatniej chwili Jack zakrył ją swoim ciałem. Sprawca został szybo
"unieszkodliwiony" przez Wandę, niestety jest już za późno. Czerwona
plama na bluzie chłopaka powiększa się z każdą chwilą. W oczach Elsy nie ma
nic, prócz przerażenia.
- Jack!
Dziewczyna łapie opadającego Jack'a w ramiona i przyciąga go do siebie.
Chłopak uśmiecha się lekko.
- Nie płacz - szepcze słabym głosem i chwyta dłoń dziewczyny. - Tyle
czekałem, by móc zobaczyć twój uśmiech. Chcę go zapamiętać.
- Ocalę cię - powtarza w kółko Elsa. - Przeżyjesz. Nie umrzesz.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną - odpowiada Jack, zamykając powieki. -
Zawsze będę cię kochać.
Elsa wrzeszczy z rozpaczy, a łzy spływają po jej policzkach. Nachyla się
jeszcze i całuje zimne usta ukochanego. Martwe wargi nie oddają pocałunku.
Na tej twarzy już nigdy nie pojawi się uśmiech.
....... gratulejszyn ........
OdpowiedzUsuń....... poprawiłaś mojego doła......
....... ale nie mam tego za złe bo rozdział zajebiaszczy <3 .......
Przepraszam przepraszam przepraszam przepraszam. Z całej woli chciałam wziąć udział. Ale to wszystko mnie przerosło. Szkoła, konkursy, ludzie... Ale Boże! Ten rozdział rozpiernicza system! Po przeczytaniu miałam na twarzy takie: co? Co? CO?! C?!O?! więc pytam: CO TU SIĘ WŁAŚNIE WYDARZYLO?!
OdpowiedzUsuńWTF?! Za co?! Za jakie grzechy to uczyniłaś?! Jack nie może umrzeć!!!
OdpowiedzUsuń3, 2,1, ochłoń...
Do olbrzymów:
Kiedyś tak wam przypierdole że nawet Google was nie znajdzie -_-+
Do Jacka:
Ave Maryja, niech pan będzie z tobą U_U
Do autorki:
Ożywiać mi Jacka, marsz! Nie toleruje sprzeciwu >o<
PS [...] już lepiej... Proszę 🙇 to nie może się tak skończyć :'(
UsuńNieee jack nie może umrzeć :'(
OdpowiedzUsuńKiedy następny odc???
Mam nadzieję że szybko i stanie się coś superowego :]
I w tym pięknym zacnym momencie Royal skisła...:'D Świetnie napisany, normalnie nie mogłam się oderwać ;). Tylko trochu krótki ale też nie za krótki,,taki w sam raz :-)
OdpowiedzUsuń